poniedziałek, 14 marca 2016

Dwa Józki i dwie kawy.

Tak się złożyło że okoliczności skusiły mnie do przeprowadzenia bardzo przyjemnego manewru- degustacji porównawczej. Okolicznością jest fakt, że Pracownia Piwa wypuściła dwie wersje swojego Rye Stoutu "6 Joseph's street", obie wzbogacone o kawę z Pożegnania z Afryką. Jedna wersja jest z kawą Peru Chanchamayo, druga z kawą Etiopia Djimah.

dwa Józki, dwie kawy.


Ponieważ jak już kiedyś na facebooku pisałem Pożegnanie z Afryką lubię, czasem tam bywam, tak się złożyło że od jakiegoś czasu mam w domu dwie inne ich kawy- Gwatemala SHB Atitlan Kakao oraz Sumatra Mandheling. Tą drugą już raz próbowałem, pierwszej nie miałem okazji. Postanowiłem wypić cztery pyszności jednego dnia, najpierw wezmę się za kawy, następnie sprawdzę czym się różnią Józki.

Uprzedzam, że o degustacji kawy wiem niewiele, podchodzę do tematu podobnie jak do degustacji piwa, i jeśli jesteście zapalonymi kawoszami to w tym tekście mogą znaleźć się brednie, herezje, przeinaczenia oraz niewybaczalne pomyłki. Kawy spróbuję dopiero po ostygnięciu, bo kiedy jest gorąca większość smaków starannie się przede mną kitra (co uprzejmie wyjaśniło mi Pożegnanie z Afryką:

"W sumie pijąc kawę degustacyjnie (a nie tylko dla kofeinowego kopa :)) najlepiej dać jej ostygnąć do letniej temperatury. Ja to porównuję do mrożenia mocnych alkoholi, które przymraża nam kubki smakowe i nie pozwala unieść się aromatom. Albo do piw, np. stoutów które też walory uwalniają po ogrzaniu. Tutaj jest podobnie, ale w przeciwną stronę - wysoka temperatura też 'przypala' nam kubki smakowe i nie pozwala doświadczyć pełni smaku."
mam nadzieję że nie będą mieli nic przeciwko wrzuceniu tutaj tego cytatu. Jakby co- pełna bandyterka, co zostało powiedziane w internetach może zostać użyte przeciwko Tobie).

Od lewej Gwatemala SHB Atitlan Kakao oraz Sumatra Mandheling
Obie kawy zostały zaparzone w ten sam sposób- 2,5 łyżeczki świeżo zmielonej kawy na filiżankę, parzone w ekspresie ciśnieniowym.



Gwatemala SHB Atitlan Kakao

Kolor- ciemny mahoń. Nie wygląda na czarną. Nieco niższa pianka.
Podczas mielenia przyjemny, słodko-maślany zapach, nie zidentyfikowałem do końca, ale pierwsze skojarzenia to coś w stylu masło, banany.

Po wystygnięciu: aromat delikatny, owocowy. Dosyć słodko, lekka kwaśność, ale nie z paloności, a raczej subtelny owocowy orzeźwiający kwasek, bardzo minimalny. Znowu, bardzo owocowa. Maliny! O, miód. Bardzo delikatne kakao, mocno umiarkowana kakaowa goryczka. Niemalże cytrusy.
Zdecydowanie owocowa kawa, owocowe nuty najbardziej kojarzą mi się z malinami, ale też pojawiają się nuty prawie cytrusowe, jak od chmielu, czy też kojarzące się z lekkim czerwonym winem. Do tego subtelne posmaki miodu, trochę jak woda z miodem, oraz kończące całość przyjemne kakao.
Nie znam się na wytrawności kaw, może piszę głupotę, ale zgaduję że akurat ta będzie raczej kawą wytrawną. Przynajmniej takową mi się wydaje.


Sumatra Mandheling 

Kolor- bardzo, bardzo ciemny mahoń pod światło. W filiżance czarna. Wyższa, ciemniejsza pianka.
Podczas mielenia nie było jakichś fajerwerków zapachowych, za to po zaparzeniu mocny aromat czegoś przypieczonego, prażonego.

Po wystygnięciu i przepłukaniu ust kilkukrotnie wodą po kawie z Gwatemali:
Pachnie czekoladowo. Bardzo delikatnie, do intensywności aromatów piwa się nie umywa. Aczkolwiek póki była gorąca intensywna paloność wypełniała pokój.
Kiedy piłem ją po raz pierwszy, odebrałem ją jako marcepan w gorzkiej czekoladzie. Takie czekoladki Merci.
Cóż, na pewno nie ma tu nawet śladu kwaśności. Jest sporo czekolady. Ale jest jeszcze ta intrygująca nuta, którą poprzednio uznałem za marcepan, i która nadal kojarzy mi się z nadzieniem w czekoladkach.Chociaż tym razem marcepanem bym tego nie nazwał. Ale jest jakaś delikatna, "biała", powiedzmy że śmietankowa nuta, subtelnie poprzedzająca mocny czekoladowo-kakaowy finish.
Kawa zdecydowanie pełniejsza, cięższa od Gwatemala Atitlan Kakao.

Na co dzień nie piję kawy. Nie mam takiej potrzeby, poza tym "zwykłe" kawy zazwyczaj mi nie bardzo smakują, a dowalenie ich cukrem ich dolanie mleka raczej sytuacji nie poprawia. Ale frajda z odkrywania kolejnych smaczków w tych dwóch kawach była nieziemska, to trochę jak pierwsze próbowanie dobrych piw, pierwsza IPA czy pierwszy belgijski quadrupel.
Zwracajcie uwagę na to co pijecie. Powiem szczerze- gdyby ktoś postawił przede mną kubek posłodzonej Mandheling, pewnie nie zwróciłbym na tą kawę uwagi, ot kolejna kawa. Dopiero poświęcając jej trochę uwagi, i pozwalając ostygnąć, dokopałem się do rewelacyjnych pokładów czekolady które są starannie ukryte w tych niepozornych ziarenkach.
PS jak już wspomniałem, zazwyczaj nie piję kawy, ani innych napoi zawierających duże ilości kofeiny (poza herbatą), także w połowie drugiej filiżanki zęby zaczęły mi się kołysać a stopy same zaczęły się zaplatać w coś a'la lambadę. Sądzę że raz w miesiącu na blogu będzie się pojawiała jakaś nowa kawa.


Dwie wersje 6 Joseph's Street

Przejdźmy teraz do Józków.
6 Joseph's Street- (coffe) Rye Stout- Pracownia Piwa
alkohol 6%
BLG 15*
IBU 38

Wygląd praktycznie identyczny, piwo czarne, z ładną, beżową, dość kremową pianą, która redukuje się do ładnej kołderki. Różnice w wyglądzie na zdjęciu mogą wynikać z czasu nalewania oraz faktu, że jak zwykle skiepściłem i drugie piwo nalałem odrobinę agresywniej ;) Dwa różne aromaty atakują już od otwarcia butelki.

Od razu też opiszę ciało piwa: średnie do pełnego, nisko wysycone, lekko oleiste, oba piwa lekko szczypią w język za co obwiniam żyto.

6 Joseph's Street (coffe Peru Chanchamayo)
Aromat: Mega czekoladowo-kawowy (ależ zaskoczenie, prawda? Kawowy, łał, sensoryk nam się trafił). Czekoladowy w sensie słodszej, jaśniejszej czekolady.
Smak: umiarkowana słodycz, lekka ale przyjemna kwaśność. Dobrze zbalansowana goryczka. Skojarzenia: kwaśność i umiarkowanie słodka czekolada.
Drugie podejście, już po spróbowaniu obu wersji: Zdecydowanie krótszy finish, ale więcej doznań na raz. Słodko, kwaśność wyraźna, ale powiedziałbym bardziej owocowa niż od słodów. Jest coś co powoduje skojarzenia z mleczną czekoladą. Na pewno bardziej w typie słodkiej czekolady niż Józek z kawą z Etiopii.

Overall: Ciekawe piwo. Słodsze w odbiorze, bardziej "czekoladowe", bardziej owocowe. Dużo więcej różnych bodźców atakuje na raz. Poradziłem się szwagra- określił je jako "ciekawsze".




6 Joseph's Street (coffe Etiopia Djimah)
Aromat: "ciemniejszy". Mniej czekolady, więcej kakao. Jakby popiół? Mocniej palony. Hardkorowa, czarna kawa. Delikatnie ciemne owoce w typie wiśni czają się na trzecim planie zasłaniając się zwęglonym słodem.
Smak: O panie, ale posmak. Jest słodycz, bardzo lekka kwaśność, zdecydowanie niższa niż w Józku z kawą z Peru. Dłuuugi posmak, mocniejsza goryczka, w stylu bardziej hardkorowego kakao. Skojarzenia: Znacznie bardziej gorzka czekolada.
Drugie podejście: bardziej gorzkie kakao, dłuższy posmak, ale nieco mniej intensywnie na raz, nieco całość się rozkłada w czasie. Wspominałem już o gorzkim kakao? Taka czekolada o zawartości kakao 80%+. Jest też posmak w typie ciemnych winogron, jakichś ciemnych owoców, ale również w finishu, a nie jak w Józku z kawą z Peru owocowa kwaśność w pierwszym rzucie.

Overall: O ile smaki i aromaty w pierwszym piwie kojarzą mi się z tłumem ludzi szturmujących galerię po darmowe hamburgery, wszystkie chcą się wcisnąć na raz, to tutaj mamy powolny strumień starszych panów w kolejce po cygara. Dobra, może za daleko od tematyki piwnej pojechałem. W każdym bądź razie posmaki nadchodzą w pewnej kolejności, jeden po drugim, i już dawno zdążyłem odstawić tumblera a długi posmak gorzkiego kakao nadal siedzi na moich kubkach smakowych.

Podsumowanie Józków: Dwa wybitne coffe stouty. Dwa różne piwa. Oczywiście od początku nie było to zaskoczeniem, Pracownia by nie robiła dwóch wersji gdyby miały smakować tak samo. A nawet nie biorąc tego pod uwagę, wcześniej wypiłem dwie na tyle diametralnie różne kawy że nie miałem prawa mieć wątpliwości. Wersja Peru Chanchamayo jest słodsza, bardziej intensywna na początku, bardziej owocowa, z kolei w Etiopia Djimah posmaki rozkładają się w czasie, finish jest zdecydowanie dłuższy, głębszy, mocniej palony, bardziej kakaowy, a nuty owocowe są bardzo subtelne i raczej w stylu ciemnych owoców.

Jestem pod wielkim wrażeniem obu piw. W pierwszym efekt "wow" powoduje aromat oraz intensywność i złożoność smaku, w drugim efekt "wow" powoduje przede wszystkim niezwykle długi i głęboki finish. Ciekawe jak jest w piwach z dodatkiem kawy z kofeiną, bo teraz już nawet moje zęby próbują tańczyć sambę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz