niedziela, 26 lutego 2017

Browar Amber- Po godzinach- Barley Wine

Kolejne piwo z serii "po godzinach" z browaru Amber. Tym razem prawdziwa niespodzianka- Barley Wine. O ile o RISa pokusił się już wcześniej chociażby Tenczynek, to o ile się nie mylę ze sporych browarów regionalnych jako pierwszy Barley Wine wypuścił browar Amber.

Po godzinach- Barley Wine- Browar Amber

Pierwszy niuch: pachnie tak sobie, nikły zapach, dosyć metaliczny bym powiedział.

Wygląda ślicznie. Klarowne piwo, barwy głębokiego rubinu, z beżową, puchatą i drobną pianą która pomału sobie redukuje do niewysokiej kołderki (tak, znowu używam szerokiego pokala).

Aromat:
No, ze szkła jest już o niebo lepiej. Wuchta karmelu, melasa, nuty owocowe, trochę taka słodka brzoskwinka mi tutaj wychodzi, taka jakby suszona, jakiś brązowy cukier. Te słodkie nuty suszonej brzoskwini zaskakująco belgijsko mi pachną, konkretniej- zjawiają się w quadruplach. Trochę może nawet delikatna guma balonowa się zaczyna. Tego nie oczekiwałem.
Aromat nie jest może wybitnie złożony, ale bardzo słodki, przyjemny, i w szkle nawet dosyć intensywny.



Smak i odczucie w ustach:
Jest słodko, gładko. I lekko. I pijalnie. Nawet takie wrażenie jakby lekko wytrawnego, lekko szorstkiego finishu. Oczywiście na to lekko i pijalnie trzeba wziąć poprawkę- lekko i pijalnie jak na barley wine. Jak na barley wine to nawet za bardzo lekko.
Znowu mam mocne skojarzenia z Belgią. Jest karmel, i to dosyć przyjemny karmel, generalnie słodycz minimalnie tylko kontrowana taką goryczką która kojarzy się z np przypalonym chlebem, ale jest też znowu mnóstwo tych posmaków owoców w stylu suszonej brzoskwini, banana, słodkich rodzynek, zahaczamy pomału o gumę balonową.
Wysycenie wyjątkowo przypomina belgijskie, żywe, drobne, niemalże musujące. Jakby żywcem wycięte z belgijskich dubbli czy quadrupli. Piana też się zachowuje identycznie jak we wspomnianych wcześniej piwach.
Jest delikatnie metaliczne, test skórny to potwierdza, ale jest to delikatna metaliczność, na pewno nie poziom chociażby porteru z Żywca. Natomiast to delikatne żelazo w połączeniu z bardzo żywym, musującym wysyceniem powoduje że finish jest nieco szczypiący.

Overall:
Hm. Nie wiem od czego zacząć to podsumowanie.
Może zacznę od tego że po opisaniu smaku i aromatu przejrzałem sobie oceny tego piwa, na ratebeerze oraz na browarbiz, i cóż, przez niektórych zostało totalnie zjechane.
Za to że jest zbyt lekkie, wodniste- cóż, jako Barley Wine, zdecydowanie.
Za to że jest płaskie i puste- cóż, nie do końca. Pachnie dosyć wyraźnie, może nie bucha aromatami i zwłaszcza w smaku w porównaniu do barley wine trochę mu brakuje, ale tutaj nawet nie tyle intensywności co ciężaru gatunkowego. Mimo wszystko Barley Wine powinno pachnieć i smakować dosadniej. Ciężej. Jak karmelowy syrop z suszonymi owocami.
Za to że jest alkoholowe- tutaj absolutnie się nie zgadzam. Alkoholu tutaj nie czuję, finish jest szczypiący ale to zasługa wysycenia oraz delikatnego żelaza.
Chwalone jest za swój wygląd. Słusznie.
Natomiast nikt, absolutnie nikt, nie zwrócił uwagi na to jak bardzo belgijskie to piwo jest w niektórych aspektach. I jestem w szoku.
Bo ja nie wiem jakie drożdże sobie Browar Amber namnożył, ale po smaku tego piwa, jego wysyceniu, wytrawności, oraz aromatach typu suszone brzoskwinie wchodzące w gumę balonową, obstawiam że to była Belgia. Jakby mi ktoś powiedział że to słodki dubbel to bym to łyknął. Poważnie.

PS były jeszcze zarzuty że ktoś męczył to piwo godzinę czy ileśtam. Hm. Faktycznie, w miarę ogrzewania się piwa ten posmak żelaza w połączeniu z goryczką i wysyceniem robi się nieprzyjemny, ale ja połowę piwa wypiłem w 15 minut. Natomiast bardzo dobre barley wine ostatnio siorbałem dwie godziny. Więc ten zarzut to mógłbym w drugą stronę postawić- pije się za dobrze jak na barley wine.

Reasumując: jeśli ktoś nastawia się na ciężkie, syropowate, ulepkowate barley wine, to nie ma tutaj czego szukać.
Piwo jak na swój balling jest lekkie. Winię za to drożdże.
Natomiast overall, jako piwo, muszę przyznać że nawet pomimo nieprzyjemnego lekko żelazistego finishu jest niezłe, wypijam je z przyjemnością, i zastanawiam się, jakim cudem jest ono tak bardzo belgijskie. Bo jest. Zwłaszcza na początku.

Dobre barley wine to to nie jest, ale nie jest to też złe piwo. Przynajmniej mi smakuje.

Nieno, kurka, zdecydowanie, banan i brzoskwinia. Jak w belgach. WTF browarze Amber. Belgian Barley Wine wam się zachciało?

1 komentarz: