środa, 1 marca 2017

Imperial Black Kiss Sherry BA & Dead Romanovs Bourbon BA- Widawa

Dzisiaj na rozkładówce dwa imperialne stouty z browaru Widawa, oba leżakowane w beczkach. Pierwszy to 24 BLG i kolejna odsłona Imperial Black Kiss, tym razem leżakowana w beczce po sherry.

Imperial Black Kiss Sherry BA- Imperial Stout- Browar Widawa

Pierwszy niuch... hm... słodko, czekoladowo... trochę figi, trochę wino...

Kolejne śliczne piwo. Aksamitnie czarne, jak jakiś wypolerowany onyks. Piana niewysoka, śliczna, drobniuteńka, beżowa, powolutku sobie redukuje. Świetnie się odbudowuje do sporej kołderki i malutkimi plamkami znaczy szkło. No śliczne jest to piwo po prostu.

Aromat:
Kakao z lekkim orzechem, subtelna nuta gorącego asfaltu (skąd? nie wiem, Wild Black Kiss wędzone raczej nie było). Waniliowego szaleństwa tutaj nie ma, raczej tylko subtelne, mleczne muśnięcie. Za to są charakterne, ciemne klimaty. Kojarzące mi się ze skórą, czerwonym winem... o przepraszam, teraz wyszła wanilia. Ale taka fajnie połączona ze starym, wyschniętym drewnem. Taką drewnianą skrzynką na tabakę.
A teraz z kolei mamy kawę z mlekiem. Nie było tu kawy, ani grama. Wanilia też była schowana. A tu za kilkunastym zabołtaniem, jeb, kawa z mlekiem migdałowym. I kakao.
Robi to wrażenie. Złożony, mocny zapach. Co chwila coś innego.



Smak i odczucie w ustach:
Oh mein god. Jakie to jest gładkie! Wow. Aksamitne piwo. Tak aksamitnego RISa nie piłem od czasu... hm... Old Rasputina z North Coast.
Delikatna słodycz, leciutka cierpkość, a raczej takie subtelne, drewniane ściąganie. Przyjemny, drewniano-orzechowy posmak, obok kakao, wanilia wymieszana z winem i czekoladą, bardzo przyjemny, mocny finish, taki... no cholera, czyżby w tej wersji do kotła trafił słód wędzony torfem? Ja mam bardzo zjechany pod tym względem nos (Ardberg jest dla mnie waniliowy), ale powiedziałbym że tutaj przewija się taka delikatna nutka... chociaż może to jednak drewno i czekolada z lekką kawą... Do tego takie lekko agresywne posmaki, troszkę lekkiego pieprzu... Kwaskowe, winne posmaczki przebłyskują od czasu do czasu.
Piwo mega gładkie, oleiste, pełne, nisko wysycone.

Overall:
Kolejny wspaniały, elegancki, złożony czarny mocarz z Widawy. Piwo nie ma słabych punktów. Wygląda pięknie, ma przyjemny, intensywny, i cholernie złożony aromat, świetny smak, genialnie aksamitne ciało, rewelacyjny balans pomiędzy solidnym, intensywnie kakaowym ciałem a genialnie zaprezentowaną beczką. Tak fajnych motywów jeśli chodzi o beczkę po sherry w piwie jeszcze nie czułem.
Przy czym muszę przyznać, że totalnie nie przypomina mi poprzednich wersji Imperial Black Kiss. Oczywiście też były mega gładkie itp itd, ale tutaj ten skórzany, lekko pieprzowy finish, z motywami drewna, starego mocnego wina, i takimi orzechowo-czekoladowymi nutami kojarzącymi mi się z wędzonką... Zresztą, w aromacie też się przewinęła nuta gorącego asfaltu. Czyżby w kotle wylądował słód wędzony torfem? Aż mnie skręca z ciekawości.

Świetnie, po mistrzowsku skrojony RIS. Nie jest to może ten typ RISów które nokautują od pierwszego niucha, ale jest to ten jakże lubiany przeze mnie typ, gdzie piwo jest idealnie, elegancko skrojone, jest cholernie złożone, co chwila zaskakuje nowymi aromatami i smakami, i sprawia frajdę od pierwszego do ostatniego łyka.
Jest to też pierwsze piwo z którym miałem do czynienia w którym beczka po sherry zaprezentowała się w tak wyrafinowany sposób.
Po raz kolejny mam to uczucie że Widawa umie w ciemne piwa, i to w taki sposób że ich wypusty mogłyby bardziej przypaść do gustu fanom mocnych, szlachetnych trunków niż piwa, z uwagi na złożoność i wyrafinowanie trunku.
PS wiem że modne się to ostatnio zrobiło, ale droga Widawo- wymrozić to!

Dead Romanovs- Russian Imperial Stout Bourbon BA- Browar Widawa

Jakim cudem imperialny stout 27,5 BLG leżakowany pół roku w beczce po bourbonie przeszedł bez echa? Trzeba to sprawdzić.

Pierwszy niuch- bardzo mocny destylat. Uch jakbym nos do flaszki z łychą wpakował.

Mam zasadę że imperialne stouty, zwłaszcza te leżakowane w beczkach, nalewam dosyć ostro. No i powiem że nie spodziewałem się że zrobi się 2/3 pokala piany. Drobno i średnio oczkowej, bardzo powoli opadającej piany. Samo piwo czarne.
Przy bołtaniu pokalem piana się świetnie odbudowuje, robi drobniutka, powoli ścieka po piankach. Ślicznie goni też powierzchnię piwa przy przechylaniu pokala.

Aromat:
Na początku wiśnie i whisky, potem czekolada i popiół. Mmm, drugie przystawienie nosa, i już jest inaczej i ciekawiej. Znowu czekolada, ale tym razem taka a la pieczone ciasto czekoladowe, taka najlepsza czekolada jaka w RISach się pojawia. Do tego profil beczki taki dosyć ciekawy, jest wanilia, jest drewno, ale jest i taka specyficzna kwaskowość. Dalej jest wrażenie lekkie przypalonego, rozgrzanego, żarzącego się drewna (jak ja lubię ten zapach). Jest ciasto czekoladowe z podstawą z biszkopta.
Bardzo dobry aromat, mógłby jedynie być intensywniejszy,

Smak i odczucie w ustach:
O wow. O wow.
Jest alkoholowy. Jest wyraźnie alkoholowy w smaku, ale nie w sposób rozpuszczalnikowy, ale w bardzo przyjemny, mocno rozgrzewający sposób mocnego alkoholu. Jest przesiąknięty łychą na lewą stronę.
I jest tak kurewsko czekoladowy! Wow! Dwutygodniowy finish zawierający doskonałą gorzką czekoladę którą przegryzłem łyk whisky- to jest esencja tego piwa.
Początek delikatnie kwaskowy, i bardzo bourbonowy. Wanilia, lekka taka kwaśna nuta (czyżby Jack Daniels Old No 7?). Ale też słodki. Karmel, mleczna czekolada. I wanilia oczywiście.
Ależ grzeje. Ponoć tylko 11,5% a grzeje naprawdę potwornie. Ale też pomimo że alkohol jest mocno wyczuwalny w smaku naprawdę nie mogę powiedzieć żeby był nieprzyjemny czy uprzykrzający degustację.
Ależ wystarczy potrzymać piwo chwilę dłużej w ustach i po prostu bomba gorzkiej czekolady rozpieprza się po podniebieniu, delikatnie podkreślona bardzo lekkim dymem z cygara i bardzo wyraźną beczką po bourbonie.

Muszę przyznać, że pod koniec, kiedy zgwałcone kubki smakowe się przyzwyczają, wychodzi wreszcie ta gładkość, aksamitność, ale dalej piwo jest niesamowicie czekoladowe, palone, i przesiąknięte beczką. Dosadne.

Overall:
Jest najbardziej bezczelnie, dosadnie, po amerykańsku zrobionym Imperialnym Stoutem jaki w Polsce do tej pory uwarzono. Przynajmniej z tych co piłem. I nie chodzi mi o chmiel z tym po amerykańsku, chodzi mi o podejście. O to jak piwo jest przesiąknięte bourbonem, jak przyjemnie rozgrzewa, jak bezczelnie rozchodzi się potężnym kopem gorzkiej czekolady przepitej whisky po całym podniebieniu.

No fakt, ma cechy, które może i by sprawiły że byłoby hm... że można by je było ocenić lepiej według wyznaczników stylu (jeśli ktoś ocenia według wyznaczników, a wszyscy w Polsce jesteśmy małymi domorosłymi kurwa sędziami na international beer cup mam wrażenie). Na przykład mogłoby być cięższe. I niżej wysycone. Bo pomimo że jest gęste, przez wysycenie sprawia wrażenie znacznie lżejszego niż w rzeczywistości, więc na bank ktoś powie "wodniste". No i to wysycenie też kłuje w usta, więc pewnie w połączeniu z wyraźnym grzaniem będzie "alkoholowe, wódą wali". Dopiero po wybołtaniu, wygazowaniu trochę, po przyzwyczajeniu się kubków smakowych, wychodzi ten aksamit.

Także mogłoby być grzeczniejsze. Ale nie było by tak charakterne. Tak epickie. Tak fajne.
Imperial Black Kiss z beczki po Sherry jest eleganckie jak Francuski gentleman na wernisażu w Luwrze, złożone niczym fabuła brazylijskiej telenoweli (chociaż w sumie nie wiem czy to dobre porównanie, nigdy nie oglądałem), doskonałe pod każdym względem, od wypastowanych laczków po idealnie pasującą do smokingu i fryzury muszkę.
Dead Romanovs Bourbon BA jest jak amerykański harleyowiec który wszedł do baru razem z drzwiami i sprzedał przypadkowej osobie kopa w zęby popijając to łychą prosto z butelki. Nie da się go nie kochać.

Imperial Black Kiss Sherry BA jest elegancją i doskonałością która nie ma prawa się nie podobać.
Dead Romanovs Bourbon BA- jestem w stanie zrozumieć że dla kogoś może to być zbyt ostre podejście do piwa, ale ja jestem prostym człowiekiem, i wchodzenie razem z drzwiami mi jednak czasem imponuje. Świetny RIS, z uwagi na to jak bardzo charakterny i bezczelny (no nie wiem jak inaczej opisać charakter tego piwa. Amerykańce powiedzieli by "ballsy") na bank go zapamiętam na długo. Pewnie faktycznie mógłby być grzeczniejszy, mniej alkoholowy, ale wtedy nie wiem czy nie sprawiłby mi mniej frajdy podczas picia. Personalnie- chyba moje top3 po Mr Hard's Rocks (którego kolejne genialne wersje liczę jako jedną bo mógłby zająć całe podium) i pierwszej warce Samca Alfa.
I ta gorzka czekolada... :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz