niedziela, 15 maja 2016

Rokokoko (Artezan), Bebok (Kraftwerk), Hapan (Wąsosz/Humalove)

Trójpak. Jadziem.

Rokokoko(ko)
Rokokoko- Coconut Porter- Artezan
Abv: 7%
Naczytałem się trochę że to piwo urywa dupę. Że następne po Samcu Alfa, że bounty w płynie, że małmazja. No i napaliłem się jak szczerbaty na suchary. Porwałem więc ze sobą do mej lubej, która chociaż w piwach kraftowych sama nie siedzi, to niejeden wynalazek ze mną piła, łącznie z kwachami, imperialnymi IPA czy imperialnymi stoutami.

Wygląd: Mętne, brunatne. Mętność można zrzucić na karb transportu. Niewysoka, taka sobie piana.

Zapach: Jest czekolada, jest karmel, są lekko orzechowe nuty. Czyli generalnie czuć że to porter a nie stout. Kokos... nie ma go zbyt wiele. Ale faktycznie coś dosładza momentami aromat, a'la laktoza. Na pewno nie jest to mocny, stricte kokosowy aromat.

Smak: Jest słodycz. Wyraźna. I jest goryczka. Taka sobie, również dosyć wyraźna. I gryzie się to trochę ze sobą. W goryczce czuć alkohol. Nie jakiś gryzący, ale czuć że to piwo trochę wolt ma, i że te wolty mogłyby się trochę jeszcze przegryźć. Poza tym to czekolada, karmel, i ponownie odrobina orzechów w goryczce, obok kakao i lekkiego alkoholu. Kokos ponownie obecny jako lekko chemiczna, słodka nuta na początku.
Bebok
Ciało średnie, piwo nisko wysycone.

Overall: Napaliłem się i kicha. Nie jest to piwo tragiczne, ale nie jest to piwo wybitne. Niezbyt przyjemna słodycz po której następuje niezbyt przyjemna gorycz. Męczące i według mnie nieułożone. Do tego kokos jak już się ujawnia to w sposób który kojarzy mi się z chemicznymi waflami (i nie mam tu na myśli bounty) a nie z wiórkami kokosa. Na tyle to się gryzie, że luba nie zmęczyła, a na krafty jak już wspominałem jest odporna.
Może trochę zbyt surowo to napisałem. Koniec końców piwo jest W MIARĘ smaczne, z tym że obecnie dosyć męczące. Za jakieś 6 miesięcy może nawet by było bardzo smaczne. Ale bounty w płynie to to ani trochę nie jest.

Ocena: 6/10

Bebok- Milk Stout- Kraftwerk
Dnia następnego, nadal mając ochotę na jakiś stout czy porter, a niekoniecznie RISa, odnalazłem w swoim barku Beboka- milk stout od chłopaków z Kraftwerku, który drzewiej bardzo mi smakował, jak również jego wersja z chilli- Rogaty (która obecnie chyba funkcjonuje pod nazwą Rage Machine i chyba z lekko zmienionym składem)

Wygląd: Brunatne, z rubinowymi refleksami, piana dosyć rachityczna, szybko poszła w niepamięć.

Aromat: Gorzka czekolada, kawa z mlekiem. Nutka karmelu. Umiarkowanie intensywny, przyjemny zapach. Klasyczny, milkstoutowy, co tu dużo opowiadać.

Smak: Nooo. Gładko. Czekolada, kakao, lekka kawa. Taka z mlekiem. Albo ze śmietanką. Umiarkowana słodycz, minimalne nuty kojarzące się z kwaśnością, goryczka palona, niezauważalna (w sensie dobrze zbalansowana, nie że jej nie ma).

Ciało: Bardzo gładkie piwo, smukłe. Lekkie. Powiedziałbym że wytrawne jak na milk stout, kojarzy mi się fakturą z irish stoutami. Pije się je świetnie. Znika ze szkła w tempie nieprzyzwoitym.

Overall: Dobrze wspominałem to piwo, i wspomnienia zostały zachowane, a może nawet poprawione. Smukłe, gładkie, ekstremalnie pijalne, i bardzo smaczne, chociaż może nie kopie tyłka intensywnością aromatów i smaków, to wszystko jest na swoim miejscu, doskonale zbalansowane. Pewnie jeszcze do tego piwa wrócę, jeden z najlepszych polskich milk stoutów, chyba najbardziej pijalny.

Ocena: 8/10

Hapan- 'Polish fruit sour Saison'- Wąsosz & Humalove

Kolejne zachwalane piwo, druga już bodajże kooperacja polskiego Wąsosza z fińskim Humalove.

W szkle- kolor jasnozłoty, w przewężeniu szkła słomkowy, dosyć klarowny, dopiero po dolaniu pewna opalizacja. Piana niewysoka, znika błyskawicznie, jak to w kwachach bywa.

 Zapach: dowodzi tutaj kwaśność i dzikość. Jeśli o owoce chodzi to taka cytryna od dzikich drożdży, jak to w kwachach. Czasem gdzieś na obrzeżach wydaje mi się że wyczuwam brzoskwinię, czasem jakby słodkie owoce takie od chmielu (Sybilla wszakże potrafi pachnieć bardzo słodko). Jest też nuta taka stajenna, za którą raczej obwiniam drożdże do Saisona niż Lactobasiliusa.

 Smak: średnia kwaśność, leciutka goryczka. W smaku agrest jest spokojnie wyczuwalny. Minimalna słodycz. I kwaśność, taka sama jak w setkach innych kwachów z innych browarów.

 Ciało: lekkie piwo. Orzeźwiające, niekoniecznie pijalne, mimo wszystko kwach z tego piwa chwilę kubki smakowe trzyma.

 Overall: Mam mieszane uczucia. Fajny kwach... ale to już było... no niby dopiero drugi kwach z dodatkiem agrestu jaki piję, i pierwszy nie do końca był ok, ale smak agrestu nie jest na tyle intensywny w swoim charakterze, żeby faktycznie to piwo różniło się szokująco od setek innych kwaśnych owocowych piw. Faktycznie, jest odrobinka chmielowej goryczy, są lekkie nuty stajenne od drożdży do Saisona jak zakładam (która to rzecz jedyna jest wspólna z saisonami), przebijają się czasem jakieś lekkie nuty słodsze, ni to brzoskwinie, ni ciasteczka. Ale to wszystko są rzeczy których trzeba się doszukać. Rzetelny, smaczny kwach, ale nie różniący się jakoś zasadniczo od setek innych sour ale dostępnych na rynku. Będzie dobry na lato (jak wszystkie). Doceniam rzetelną robotę, smakowało, ale na kolana mnie totalnie nie rzucił, a "saison" w nazwie jest co najmniej zastanawiający- poza leciutką stajnią nic wielkiego drożdże do saisona raczej nie dały.
Hapan

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz