środa, 25 maja 2016

Vic Secret oraz Sinem IPA- Doctor Brew

Wspominałem już że jestem umiarkowanym fanem serii single hopów od Doctor Brew? Umiarkowanym, bo żadne z tych piw mnie nie zachwyciło na tyle bym do niego wracał, generalnie z piw do których czasem wracam od Doctor Brew to Molly IPA i być może kiedyś jeszcze pokuszę się o Annabelle. Natomiast mało który single hop mi (poza może Sorachi Ace) nie smakował. Co prawda tak spore blg i niskie odfermentowanie jakie doktorzy oferują w tej serii nie sprzyja szczególnemu wyeksponowaniu cech chmielu, ale też dzięki temu ich Single Hopy są dosyć gładkie i przyjemne do wypicia.
Vic Secret



Vic Secret- Single Hop (Vic Secret) Single Malt (Pale Ale) IPA

Jasnobursztynowe piwo. Pierwsza porcja wlało mi się eleganckie, klarowne. Końcówki nie liczę, są fusy na dole i nie jestem magikiem żeby nie zmętnić (zostawić osad to jedno, nie zmętnić piwa nie zostawiając mniej niż 1/3 butelki na dnie to drugie). Piana obfita, średnio i drobnopęcherzykowa, "offwhite" jak to Angole ładnie określają, dziurawi się szybko, ale zostaje konkretna kołderka, i sporo poduszek na ściankach.

Zapach: Intensywny, świeży, soczysty, z wuchtą karmelu i... siarki. Niestety, chyba ta rzecz która mi tu harmonię psuje to lekka siareczka. Z czasem aromat robi się taki sobie. Nie śmierdzi, siarka gdzieś się czai w tle, ale nie jest to piękny soczysty zapach, i o ile nie uprzykrza picia o tyle nie mam ochoty za bardzo tego piwa wąchać. Chociaż jak tylko to powiedziałem to zaczynają wychodzić fajne, żywiczne i owocowe nuty. Raz tak, raz tak.

Smak: Uch. Tutaj już tak świeżo i soczyście nie jest. Dlatego że mamy przede wszystkim mnóstwo mdłej słodowości (bo nawet karmelem bym tego nie nazwał). Słodkawe nuty owocowe od Vic Secret wzmagają to wrażenie. I dużo ich nie ma. Szczątkowe posmaki brzoskwiń, i to takich z puszki. U, za to goryczka fajna. Lekko podbudowuje się, lekko szorstka (w taki przyjemny sposób), nooo i tutaj zaczynają owocki wychodzić. No w finishu niemalże pomarańcze. Nie, czekaj. Coś słodszego, ale z dodatkiem skórki pomarańczy.

Ciało: wysycenie średnie, nawet poniżej (chociaż wygląd piwa zapowiadał fajerwerki, chyba wybołtałem sporo CO2 przy wąchaniu). Dosyć pełne jak na IPA, gładkie. Pije się to dobrze, znika ze szkła w tempie imponującym.

Overall: Piwo powiela casus wielu single hopów od doctor brew- jest nieźle pijalne, z czasem robi się całkiem smaczne, bo pierwszy łyk sparaliżował moje kubki smakowe mdlącą słodowością- na szczęście potem było już tylko lepiej. W aromacie mogłoby być lepiej, zwłaszcza że tutaj Doctorzy nie ustrzegli się drobnej wady- lekka siarka. (przynajmniej zakładam że to siarka). O chmielu daje pojęcie takie sobie. Tzn na podstawie tych piw które z Vic Secret piłem, również single hopów, ten od Doctor Brew zdaje się potwierdzać profil chmielu (mega słodkie tropikalne owoce, zahaczające o nuty które kojarzą mi się z chemicznymi dodatkami, niektórzy mówią truskawki, może coś w tym jest. Ale nie jest ten profil na tyle wyraźny i czysty, żebym mógł powiedzieć z czystym sumieniem że po wypiciu akurat tego single hopa zapamiętałem Vic Secret. Pewnie gdybym pił kilka ich singli porównawczo, różnice byłyby kolosalne, niestety, tutaj słodowość i ciało przykrywa zbyt wiele. Przyjemna goryczka, aczkolwiek, paradoksalnie jak na IPA, nie do końca równoważąca słodową stronę.
Także wypiłem. I to nawet z przyjemnością. Chociaż piwo nie dostarczyło mi na tyle przyjemnych wrażeń żebym miał zamiar do niego wracać.
Ocena: obiektywnie jakieś 5,5/10 max, subiektywnie 6,5/10. Bo mi to pomimo lekkich wad po kilku pierwszych łykach smakuje.

Sinem IPA- Single Hop (Exp 431), single malt (pale ale) IPA

Exp w nazwie chmielu to skrót od "experimental". Tak nazywane są "testowe" nowe odmiany chmielu. Co ciekawe, piwa na Exp 431 powstawały już w 2014 roku, co oznacza że prawdopodobnie tego chmielu jest bardzo mało, i dlatego nadal pozostaje pod swoim enigmatycznym numerkiem "exp 431".

Pierwszy niuch od razu z butelki i już mi się japa cieszy. Jest fajnie, niesztampowo. Przede wszystkim fajne, szorstkie ziołowo- ziemiste nuty chmielu. Potem wchodzi pomarańcza. A potem kurewsko słodka pomarańcza.

Piwo pomarańczowe (bursztyn powiedzmy nawet), zmętnione równomiernie. Niezbyt wysoka biała piana, ale ładna, drobniuteńka, redukuje się do bardzo eleganckiej obrączki

Aromat: o w dechę, mega pomarańczowo. Słodko. Owocowo. Ale z pikantnymi, ziemistymi nutami. I wiecie z czym mi się to kojarzy? Z europejskimi interpretacjami West Coast IPA z Amagera. Generalnie europejskie interpretacje IPA często mają nuty ziemiste, pikantne, co w wersjach US nie jest tak powszechne. Nie jest to moje odkrycie a stwierdzenie lubianego przeze mnie TMOH- polecam kanał na YT jeśli władacie językiem angielskim- ale na tyle na ile miałem okazję popróbować, to podpisuję się pod tym obiema rękami. Chociaż zawsze jest opcja autosugestii... ale raczej nie.
Sinem IPA

Smak: słodko. W pierwszym łyku goryczka łupnęła, zapowiedziała się że będzie konkret, że albedo grapefruita przenicuje mi twarz na lewą stronę... po czym zniknęła. Zgasła jak płomień świecy. Aż się zawiedziony poczułem. Chociaż nadal w niektórych łykach jest dosyć wyraźna. Do tego jest uczucie takiej fajnej jakby szorstkości na języku. Lubię to.
Kurczę, jest cytrus, jest ta fajna ziemistość, grapefruit i krzynke ziół w goryczce. Smaczne, i co ciekawe- sprawia wrażenie wręcz wytrawnego. Patrzę na cyfry, znam Doktorów, i wiem, że jak temperatura piwa wzrośnie to to się zmieni. No i trochę słodyczy jest. Ale na ten moment, po tych pierwszych kilku łykach, gdzie sporo piwa ze szkła już zniknęło (dobrze się to pije), w ciemno jakby ktoś mnie pytał to chyba faktycznie obstawiłbym IPA od Amagera. Także może dam się piwu trochę ogrzać.
No może goryczka trochę wyraźniejsza. Ale fajna, szorstka.

No dobra, czas na małe podsumowanie. Trochę się ogrzało. Pojawiają się nuty karmelowo-miodowe (co ciekawe, bo piwo jest w miarę świeże i raczej to kwestia współgrania słodu z chmielem niż utlenienia, ten miód- cóż, ostatnio piłem sporo wody z miodem i cytryną- genialne naturalne lekarstwo- zapewne stąd skojarzenia). Ale jest sporo nut cytrusowych, pomarańczowych. Goryczka wyraźna, mix albedo cytrusów z szorstkimi, ziemistymi i ziołowymi nutami. Ona nie jest ściągająca, ona drapie po języku- i cholernie to lubię. Pomimo że to piwo nie ma prawa być wytrawne, z uwagi na rześkość cytrusów i tą drapiącą goryczkę całkiem dobrze pod wytrawność się podszywa. Dopiero po naprawdę mocnym ogrzaniu karmelowo-słodowe nuty zaczynają mnie lekko irytować swoją mdłą słodyczą.

Świetne piwo. Zapewne nie dla każdego- jeśli nie jesteście fanami drapiącej goryczki to może Wam nie posmakować- ale mega owocowe, sporo słodyczy, i akurat mi ta goryczka naprawdę pasuje. Jeśli jesteście fanami IPA z Amagera (np Batch 1000)- to drapanie w goryczce jest tutaj cholernie podobne. (zapewne po tym stwierdzeniu posypią się gromy, zostanę zjedzony, strawiony i wydalony przez osoby lubiące Amagera).
Dawno Doctor Brew nie uwarzył czegoś tak dobrego. Chyba chętniej będę wracał po Molly IPA, ale Sinem IPA jest tuż za nim. I nie wątpię że po Sinem IPA jeszcze będę wracał, jeśli chłopaki będą oczywiście je jeszcze warzyć (i tutaj jeszcze pojawia się ze względu raczej na dostępność chmielu, bo jeśli chodzi o jakość piwa to zdecydowanie warto).
Aha, i jeszcze jedna ciekawostka: po raz pierwszy w historii serii single hop od Doctor Brew chmiel totalnie zdominował profil słodowy, wdeptał go w ziemię i pozostawił tylko po nim krwawe zacieki karmelu.
Poproszę jeszcze raz to samo... tzn nie to samo. Zróbcie West Coast. Wytrawnie. Proszę. Albo New England. Na tym chmielu New England IPA by mogła być arcyciekawym doświadczeniem.

Ocena: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz