środa, 26 kwietnia 2017

Browar Olimp- Hydra, Tanatos, Hypnos

A może by tak mały przegląd piw z browaru Olimp?

Hydra- "Wild Blackthorn sour brett ale"- Browar Olimp

Czyli kwaśne, dzikie piwo które swój charakter zawdzięcza mieszance "dzikich" drożdży brettanomyces, uwarzone z dodatkiem owoców tarniny.

Ładniutka buteleczka, fajna grafika, spoko lak czy cokolwiek to jest, nie kruszy się.

Pierwszy niuch- najpierw dziwnie słodko, potem wyraźnie kwasior i dzikusy.

Pięknie klarowne piwo. Barwa powiedziałbym blade złoto, ale chętnie odbija kolory otoczenia, obok butelki wygląda obłędnie, złoto z lekkim pobłyskiem czerwieni. Piana biała, niewysoka, szybko redukuje do obrączki.

Aromat:
O panie, ale koniem mi tu zajechało. Takiego konia w piwie nie miałem od czasu Haandbic z Haandbryggeriet. Z tym że tam była ciepła, końska sierść, tutaj mamy końską stajnię w całej okazałości. Oprócz tego zaskakujący, słodki zapach gdzieś z tyłu, lekko owocowy. Bardzo słodki, przyjemny, coś pomiędzy karmelem, miodem a wanilią.



Smak:
Wyraźna kwaśność, chociaż nie jakaś bardzo powalająca. Zaskakująca słodycz, piwo nie jest tak do bólu wytrawne i kwachowate jak to kwachy zwykle bywają. Jest trochę ciasteczek, jest odrobinę cierpkości kojarzącej mi się z tarniną, ale naprawdę minimalna ilość- to trochę zaskakuje, bo po zeżarciu owoców język robi się szorstki jak u kotów. Mamy oczywiście w ustach też trochę kurzu i stajni- "flavours" czy jak ja usiłuję to ujmować posmaki stricte od brettów. W aromacie są aż zbyt przytłaczające, tutaj dają tylko ciekawe dopełnienie. W sumie... teraz kiedy sobie popijam piwko nie zwracając już tak uwagi, nagle mnie uderzyła taka delikatna ale przyjemna owocowość. Tak z partyzanta nagłe odkrycie, że jednak ta tarnina tu jest.

Ciało:
jak na "kwacha" powiedziałbym zaskakująco pełne, co mnie cieszy, bo bardzo lubię te kwachy w których pozostaje nutka słodyczy i nie ma tego boleśnie wytrawnego finishu. Oczywiście jak na standardy piw overall leciutkie i świetnie orzeźwiające. Wysycenie dosyć niskie, ale jednocześnie drobne i żywe na języku, subtelnie musujące. Bardzo delikatnie tylko taniniczne, co zaskakuje po użyciu akurat tych owoców.

Overall:
Fajne piwko. Znika ze szkła błyskawicznie. Niebanalne. Oczywiście można narzekać na cenę, ale sądzę że więcej zrobiły tutaj owoce tarniny niż lak.
Bardzo polecam fanom brettów. Stajnia w aromacie jest aż przytłaczająca, dla mnie trochę zbyt mocna, to jednak jest specyficzny zapach. No i wolałem tak jak w Haandbic zapach ciepłej, końskiej sierści a nie stajni per se.
Tarnina nieco schowana, ale jest jednak obecna. Zwłaszcza delikatny posmak fajnie się komponuje.

Bonus: blend z "Dwójniak Warmiński" z Mazurskich Miodów

1/3 miodu, reszta piwa, wyszło... dosyć interesująco.
Przede wszystkim miód przejął stery. To on dominuje i jego słodycz, ale kwaśna cierpkość z lekkim musowaniem daje super kontrę do tego. Druga sprawa, również ciekawa- dwójniak warmiński do dwójniak z malinami. Ale w zapachu jeśli o miód chodzi dominował oczywiście miód, maliny stanowiły tylko tło. W piwie dominowała końska stajnia, nutka owoców tarniny była bardzo, bardzo delikatna. A po blendzie w aromacie dominują właśnie owoce. Miodek z przyległościami przesunął się na drugi plan w zapachu. Konik rży z odległego pastwiska.

Tanatos- Whisky RIS- Browar Olimp

Tym razem kolejny z serii Imperial Stoutów z browaru Olimp- imperialny stout ze słodem whisky (słodem wędzonym torfem).

Pierwszy niuch: słodko, ale bardzo wyraźna torfowa wędzonka.

Piwo nalało się totalnie bez piany. Jest czarne, nieprzejrzyste, i ewidentnie gęste, co było widać podczas nalewania.

Aromat;
Bardzo słodka czekolada i bardzo wyraźna torfowa wędzonka. Pod spodem bardzo subtelna lekko owocowa nuta, ciemne owoce, jakby wiśnie. Bardzo przyjemny torf, wyraźny, ciężki, połączony z kawą, czekoladą, cygarami, starymi książkami, dymem z drzewa owocowego- albo bardziej zwęglonym kawałkiem drzewa owocowego. Bardzo dobrze pachnie, ślinianki zasuwają na całego.

Smak i odczucie w ustach:
Faktycznie, jest najpierw słodko, potem nuty ciemnych owoców, a potem bardzo, bardzo, bardzo długi, dymny i popiołowy finish. Lekko winne, z dużą ilością gorzkiej czekolady, kakao, odrobiną kawy i sporą ilością torfowego dymu.
Ciało piwa pełne, chociaż nie aż tak gęste jak zapowiadał sposób w jaki się lało, bardzo nisko wysycone, alkohol świetnie ukryty.

Overall:
Solidny Imperialny Stout, naprawdę duża dawka dymu, trochę nut ciężkiego wzmacnianego wina w stylu porto, mnóstwo czekolady. Gęsty, ciężki, intensywny, taki jak Imperialne Stouty być powinny. Krótkie i konkretne podsumowanie do bardzo konkretnego piwa. Polecam. Chętnie spróbowałbym tego gdyby poleżało w beczce, chętnie po Bourbonie, chętniej po którejś whisky z Islay.

Hypnos- Belgian American RIS- Browar Olimp

I czwarte już (a może nawet piąte jeśli liczyć "Hades Gone Wild") podejście browaru Olimp do tematu Imperialnych Stoutów. Po Hadesie (RIS z papryczkami chili), Bachusie (RIS z moszczem z winogron) i wspomnianym przed chwilą Tanatosie, tym razem wersja przefermentowana belgijskimi drożdżami i bardzo solidnie nachmielona amerykańskim chmielem. Przyznam że mam pewne obawy, jednak belgijskie drożdże i ich skłonność do głębokiego odfermentowania oraz mocnego wysycania piwa trochę się kłócą mi z tym stylem, ale zobaczymy jak wyszło w praniu.

Pierwszy niuch: Piwo zapachniało dosyć intensywnie i zaskakująco owocowo już po zrzuceniu kapsla. Natomiast po uważniejszym niuchnięciu mamy do czynienia z dużą ilością mlecznej czekolady.

Piwo czarne, nieprzejrzyste. Natomiast piana utworzyła się minimalna, drobniuteńkie pęcherzyki, beżowa- niestety błyskawicznie ta cienka kołderka zniknęła z tafli piwa.

Aromat:
Zapach jest intensywny i bardzo interesujący. Na pewno mamy tutaj dużo słodkiej czekolady i trochę nut kawowych, wyraźnie również czuć pracę wykonaną przez belgijskie drożdże- mamy bardzo słodkie nuty owoców- słodziutkich brzoskwiń i suszonych bananów. Wydaje mi się również że jest w zapachu odrobina żywicy, taka żywiczna ostrość, natomiast cytrus jest na tyle subtelny że nie jestem pewien czy to już aby nie autosugestia.
Generalnie pachnie to bardzo przyjemnie, ponownie mi ślinka napłynęła do ust od samego wąchania, mam tu pewne skojarzenia z np lodami bananowymi utopionymi w zimnej kawie. Jest też oczywiście nuta czekolady, ciastka... Deserowy zapach.

Smak i odczucie w ustach:
Średnia słodycz, lekka winna i owocowa kwaskowość, umiarkowana, głównie palona goryczka. Najpierw akcenty dosyć słodkie, czekoladowe, dalej pojawiają się nuty owocowe, delikatne cytrusy (zakładam że to robota chmielu), delikatne posmaki suszonych bananów i brzoskwini. Koniec wyraźnie palony, kakaowy, czekoladowy.
Dosyć gładkie, nisko wysycone piwo (na szczęście), natomiast na pewno nie jest tak pełne jak Tanatos. Delikatnie wyczuwalna też nuta alkoholu w smaku, ale raczej na zasadzie takiej winnej nutki, pieczenia żadnego ani nawet rozgrzewania za bardzo nie uświadczymy. Piwo jest bardzo, bardzo delikatnie ściągające, dopiero po dłuższej chwili zwróciłem uwagę na lekką szorstkość na języku i podniebieniu.

Overall:
Dobry, smaczny Imperialny Stout, ale nadal nie przekonuje mnie do koncepcji tworzenia imperialnych stoutów na belgijskich drożdżach. I to pomimo że z tych Imperialnych Stoutów jakie miałem okazję pić a w których użyto belgijskich drożdży jest to jeden z najlepszych.
Na pewno trzeba browar pochwalić że udało się uniknąć wysokiego, belgijskiego wysycenia które do tego stylu piwa nie pasuje, oraz nadmiernej wytrawności, alkohol również udało się dobrze ukryć. Hypnos jest oczywiście wytrawniejszy od Bachusa czy Tanatosa, ale nie ma tego boleśnie aż wytrawnego, chropowatego finishu a alkohol nie piecze.
Natomiast o ile w aromacie belgijskie drożdże dały bardzo słodkie nuty suszonych bananów czy dojrzałych brzoskwiń, o tyle w smaku mamy jednak tą kwaskowość, cierpkość, co powoduje pewien dysonans pomiędzy deserowym aromatem a jednak lekko winnym smakiem.
Natomiast najwięcej tak naprawdę zastrzeżeń mam do dopisku "american"- amerykański chmiel nie narzuca się ani w zapachu, ani w smaku, i raczej muszę się go doszukiwać i zakładać że to właśnie jest nuta od chmielu, nie przebija się wyraźnie w żadnym aspekcie- nawet goryczka jest umiarkowana, doskonale zbalansowana, ale przede wszystkim w całości palona, kakaowa, subtelnie popiołowa, nie ma tu śladu ani żywicy, ani ziół, ani nawet albedo z cytrusów. Także przedrostek "american" browar Olimp mógł według mnie sobie śmiało odpuścić.
Pomimo tego lekkiego czepialstwa z mojej strony, piwo jak już wspomniałem jest smaczne, jak na Imperialny Stout na belgijskich drożdżach to eksperyment wyjątkowo udany, jeśli jesteście fanami tego specyficznego połączenia- warto spróbować. Zresztą, generalnie warto spróbować, bo jest to solidnie uwarzone, ciekawe piwo.

Swoją drogą... "Belgian American Russian Imperial Stout"... Nawet rodząc się w samolocie nie zgarniecie tylu obywatelstw ;)

I podsumowując "przegląd" piw z browaru Olimp- trzy solidne, warte uwagi piwa, może nie powalające na kolana ale jednak prezentujące wysoki poziom rzemiosła browaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz