poniedziałek, 19 września 2016

Doctor Brew- Barley Wine

Drugim piwem od Doctor Brew z którym nie mogłem się zejść było Barley Wine. Po bardzo dobrym RISie jestem go cholernie ciekaw, zwłaszcza że wiele osób zarzucało mu że jest ono raczej triple IPA niż Barley Wine. Niestety trafiłem na co najmniej kilka polskich piw którym spokojnie mógłbym zarzucić to samo, przede wszystkim ABW z Birbanta, jak i pierwsze warki Hard Bride. Pierwszych warek barley wine od DB już nie spróbuję, ale jest szansa zweryfikować tą. No to jadziem. Jak trabant po koleinach.

Barley Wine- Doctor Brew

Ten sam styl etykiety co RIS, prawie czarna w niewielkie kafelki, logo, nazwa browaru, nazwa piwa. Prosto, elegancko. I nie robię tutaj reklamy hip-hopowej wytwórni, zwłaszcza że Doctor Brew warzyło piwo dla Stopro o ile mnie pamięć nie myli.

Nie mogłem się powstrzymać i pierwszy niuch prosto z butelki. Słodkie, lekko alkoholowe nuty mega słodkich jabłek- to zapowiada że powinno być dobrze.


Piwo mocno zamglone, ciemny bursztyn, zresztą to zamglenie powoduje wrażenie jakbyście patrzyli na grudkę ciemnego, nieoszlifowanego bursztynu. Niewysoka, biała piana, dosyć długo zostaje obrączka i mała kołderka, próbuje się kleić do szkła. Po jakimś czasie w toni widać sporo drobinek, farfocli.

Piwo jeszcze się nie ogrzało, a póki co pachnie genialnie. Mocne nuty winne i owocowe. Wspaniale. Jabłka, winogrono, cytrusy, ale mega słodkie, i wyraźne nuty winne. Bardzo dobry aromat Barley Wine, zobaczymy jak będzie jak się ogrzeje.

Ach. Mocna, przyjemna słodycz, równie mocna, przyjemna goryczka. Mm. Cukier trzcinowy, słodkie jabłko, gruszka w syropie.
Po ogrzaniu to piwo naprawdę imponuje intensywnością smaków. Słodycz i goryczka bezlitośnie atakują kubki smakowe, zostawiają długi posmak, lekko drapią w gardło, zostają na wargach.

Kiedy piwo się ogrzało, trochę brakuje mi tutaj tej ferii, intensywności aromatów, która paradoksalnie bardziej wyczuwalna była kiedy piwo było zimne.
Muszę też przyznać że piwu trochę brakuje ciała. A może i sporo ciała mu brakuje, ma ciało lekkie jak na barley wine, nie dosyć kleiste. Ale nadrabia to tym wrażeniem likieru, takiego właśnie mocnego wina, tak, jak najbardziej jest to barley wine a nie double, triple czy tryliardupel ipa.

Jak w wielu dobrych barley wine, motyw przewodni to mega słodkie jabłko, tutaj wymieszane dodatkowo ze słodszymi, bardziej egzotycznymi owocami. Goryczka potężna, ale tylko kontruje słodycz, nie wychodzi przed szereg. Bardzo lubię takie owocowe barley wine, więc o ile mogłoby tutaj być więcej nut od słodu, mi personalnie do szczęścia nie są aż tak potrzebne.
Piwo mocno rozgrzewa, alkohol zdecydowanie wyczuwalny, ale w przyjemny, likierowy sposób, jak w lekkiej nalewce powiedzmy. Nie gryzie, ale go czuć. I, w tym przypadku, dobrze.

Co by tutaj jeszcze napisać. Jest to bardzo dobre barley wine. Podobnie jak przy RISie, tak i tutaj nie jest to jeszcze poziom Mr Hard z PP czy Old Sherry oloroso z Evil Twin, ale jest to naprawdę wysoki poziom, po prawdzie to jest tutaj sporo nut kojarzących mi się z bardzo przeze mnie lubianym Freudian Slip z Evil Twin. Oczywiście, Freudian Slip było gęstsze, mega lepkie, i bardziej słodowe, ale jest tutaj ten potężny kick słodyczy i równie potężna kontra goryczki, i ja cholernie takie barley wine lubię.
Absolutnie nie mam wątpliwości że jest to Barley Wine. Owszem, jest bardziej owocowe, i owszem, jest mocno nachmielone, ale to nie chmiel tutaj dominuje, a samo piwo zdecydowanie sprawia wrażenie takiego mocnego likieru słodowo-chmielowego, albo mega słodkiego wina, i tak barley wine powinny wyglądać.

Cóż. Jak znajdziecie w sklepach, to ponownie polecam, warte swojej ceny, bardzo dobre barley wine.

Ponownie, brawo Doktorku oraz That's all, Folks!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz