niedziela, 17 kwietnia 2016

grapefruit berliner, pancerna brzoza, cocoa chilli wheat stout, Turbo Geezer BBA



Turbo Geezer BBA
Grapefruit berliner, pancerna brzoza, cocoa chilli wheat stout, Turbo Geezer BBA- czyli jedna wyprawa do multitapu.

Wspominałem już że cholernie rzadko wychodzę do multitapów? Taki jakiś leniwiec jestem, preferuję spokój swojego kącika w pokoju i dobrą książkę, czasem papier i ołówki jako towarzystwo do piwa. Czasem po dwa, trzy miesiące potrafię nie zawitać do żadnego pubu.
Ponadto jestem cholernie niesprawiedliwy- wśród tłumu krakowskich pubów (Strefa Piwa, House of Beer, TEA time brewpub, Omerta, itp itd) jeśli już gdzieś idę to kończy się zazwyczaj na jednym z dwóch- TapHouse Pracowni Piwa (z powodów oczywistych- dużo piwa z Pracowni) albo Multi Qlti na Szewskiej.
Szczególnie MultiQlti darzę sporym uczuciem, pomijam taką oczywistość jak bardzo miła i kontaktowa obsługa (kto był ten wie). Chodzi o dwie inne rzeczy: kran numer 20, na którym zazwyczaj znajduje się jakiś ciemny mocarz. Wczoraj to był akurat Baltic-Pacific z Pinta/Baird Beer, ale najczęściej są to zagraniczne RISy i Portery, również cymesy ze stanów. Także to właśnie w Multi Qlti miałem okazję się przekonać że Plead The 5th z Dark Horse jest przereklamowany, piłem jeden z najlepszych RISów w życiu Bible Belt (Evil Twin/Prairie Artisan Ales), cymesy z Evil Twin czy ciężkie skandynawskie RISy z Hornbeer, Amagera itd. Zazwyczaj mają też na jeszcze jednym kranie nieco jaśniejsze cuda z zagranicy, dzikusy od Prairie, imperialne IPY z Thornbridge czy Amagera, albo St Berdnardus 12 z kija- to takie milsze próbki.
Z innych zalet tego multitapu- próbki degustacyjne 15 ml (czyli można dużo spróbować i dać radę potem pokonać schody w drodze powrotnej- bar jest w mieszkaniu w kamienicy), oraz naprawdę niezłe cymesy w butelkach. (przy okazji jedna z nielicznych wad lokalu- niestety nie ma możliwości zakupienia butelek do domu). Na półeczkach i w lodówce stoi przegląd Belgijskich petard (cantillon, 3 fonteinen, Rochefort, Westvleteren- to w Multi Qlti próbowałem po raz pierwszy Westyego XII jakiś czas temu kiedy nie wystawał jeszcze na półce w co drugim krakowskim sklepie z piwem kraftowym), Nogne O, Thorbridge, Prairie, Hornbeer i Evil Twin. Generalnie na ten widok mój wewnętrzny beergeek krzyczy "wszystko, razy dwa, i na wynos", portfel krzyczy "ratunku".

Dodatkowo Multi Qlti rozwaliło temat jeśli chodzi o święto porteru bałtyckiego w tym roku, gdzie zaserwowali portery na czterech kranach: Żywiec Porter, Smoked Baltic Porter BBA z Widawy, Imperatora Bałtyckiego i Baltic Freak z kooperacji AleBrowar/Brewfist. O tym pisałem jeszcze na polskicraft.pl gdzie popełniłem kilka tekstów (dzięki chłopaki :) ). Recenzję tamtych porterów możecie również tam poczytać: portery baltyckie.

Dobra, dosyć o Multi Qlti na razie, jeśli mieszkacie w Krakowie i lubicie dobre piwo pewnie już tam trafiliście i też pokochaliście ten multitap (jeśli nie, albo jeśli będziecie w Krakowie przejazdem, Szewska 21, wejść w bramę i schodkami na górę).

Piękne panie wzięły sobie Baltic-Pacific Cooperation Porter, warzony przez japoński browar Baird Beer (dowodzony przez Amerykanina) i polską Pintę. Mam dwie butelki, więc będzie osobna recenzja, ale z ciekawości ukradłem łyczka. Karmel, ciastka, trochę kawy na końcu, niskie wysycenie, trochę nieułożone przejście między słodyczą a goryczką. Zapowiada się w miarę smacznie, ale koło porteru bałtyckiego to nie stało.

Dla siebie sięgnąłem na początek po coś lekkiego.
Grapefruit Berliner z Piwnego Podziemia. 
Berliner Weisse to niemieckie, kwaśne piwo pszeniczne, zakażane lactobasiliusem. W wydaniu Piwnego podziemia piwo jasnożółte, trochę mętne, z rachityczną pianą (czyli wygląda jak berliner), w zapachu zaskakująco dużo dzikich, ostrych nut (czyżby bretty a nie lacto?) i sporo cytrusa.
W smaku umiarkowanie kwaśne, cytrusowe, bardzo odświeżające, z charakterystycznym dla kwachów (poza belgijską klasyką) takim jakby musowaniem, szczypaniem na języku. Wytrawne, lekkie, w lecie do zamawiania na wiadra.


Browar Bazyliszek jedzie po bandzie. Piwo na mleku, dodatki w stylu bluszczu, piołunu czy żelków haribo powoli przestały kogokolwiek dziwić jeśli o ten browar chodzi, więc tym razem panowie pojechali grubo już z etykietą.
Pancerna Brzoza- Amber Ale z dodatkiem soku z brzozy (oskoły).
Mętne, bursztynowe piwo, z niezłą białą pianą. Naprawdę fajny lacing zważywszy na szkło.
Zapach- przesłodki. Jakby agrestowy. Nie wiem ile w tym zasługi chmielu a ile oskoły. Specyficzny, to na pewno. Na początku jakby trochę mleczny, potem zdecydowanie słodki, owocowy, w stronę agrestu.
Smak: ciastka i karmel z wyraźną goryczką. Smakuje nieźle, ale zdecydowanie lepiej pachnie.
Ciało: średnie, średnio wysycone.
Dobre piwo, w większych ilościach trochę goryczka mogłaby mnie zacząć męczyć. Ale zapach pierwsza liga.



Z browaru Brewklyn nic jeszcze nie piłem. Jedynym stoutem na kranach był ichniejszy
Cocoa Chilli Wheat Stout.
No to się skusiłem.
Brunatne piwo, wpadające w czerń, z niewysoką kremową pianką.
Aromat: niezbyt intensywny, kawa, czekolada, trochę jakby estrów ciemnych owoców?
Smak: Wyraźna kawa i kakao. Po czym również mocne, ale nie przykre rozgrzewanie papryczek chilli w przełyku. Powiedziałbym że idealna ilość chilli- bardzo wyraźna, ale nie przykra.
Raczej nisko wysycony, średnie ciało, pod tym względem klasyka. I tak znacznie bardziej nasze zmysły zaprzątają na końcu papryczki niż odczucie w ustach. Gorzka czekolada z chilli- fajna kompozycja, solidny stout, z butów nie wykopuje ale jak na pierwsze spotkanie z browarem jest spore OK.


I na koniec, cuda panie, cuda. Wspominałem że w Multi Qlti mają cymesy w butelkach? Więc wpatruję się w lodówki i półeczki, niezdecydowany czy może by Yin z Evil Twin, a może podołam jakiejś butli z Nogne O, czy pojechać po bandzie i jednak Prairie. I tak patrzę na lodóweczkę i oczom nie wierzę- buteleczka 0,33 z cholernie charakterystyczną etykietą. Jedno z niewielu piw z browaru Kingpin którego nie piłem- Turbo Geezer z beczki po Bourbonie.
Przelany do szkła. Czarny, rubinowe refleksy, piany null, zero.
Aromat: Wyraźna beczka. Wanilia i drewno. Nuty kawy z tyłu. Przyjemny, jednoznacznie bourbonowy aromat.
Smak: Tutaj również beczka gra zdecydowanie pierwsze skrzypce. Jest słodkawy, lekko waniliowy posmak bourbona, minimalna kwaskowość. Potem gładka kawa. Takie wystudzone esspresso, niezbyt intensywne. Na końcu trochę drewna, tanin z beczki.
Ciało: piwo gładziutkie, prawie płasko wysycone. Pomimo że bourbon dominuje, alkohol ukryty, nie wyczuwam go w ogóle na podniebieniu.

Piwna hipsteriada w moim wydaniu, czyli foty w barze telefonem posiadającym aparat niewiele lepszy od przeciętnej cegłówki :)
Dużo się naczytałem i nasłuchałem o tym że leżakowanie Turbo Geezera w beczce było bez sensu, został sam bourbon, kicha itp. I nie zgadzam się z tym. Owszem, beczka zdominowała piwo, gra pierwsze skrzypce. Owszem, Turbo Geezer który w beczce nie leżakował jest piwem znacznie bardziej złożonym, więcej w nim się dzieje. Ale Turbo Geezer z beczki po bourbonie jest bardzo dobrym piwem, świetnie ułożonym, cholernie pijalnym (zwłaszcza jak na coś co leżakowało w beczce), i takie połączenie intensywnych nut bourbonowych z esspresso bardzo mi pasuje. Zresztą Miss Eva z Widawy też mi bardzo smakowała, Ratel był ok- może to kwestia mojego gustu. Może po prostu bardziej niż bourbon lubię smak bourbonu w moim piwie ;)
Reasumując, mi to piwo podeszło, bardziej nawet niż niektóre ciężkie RISy leżakowane w beczkach.

Ocen nie daję, warunki barowe percepcji nie sprzyjają, także to tylko taka notka informacyjna. Do Berlinera z Grapefruitem, Cocoa Chilli Whean Stoutu i Turbo Geezera BBA zdecydowanie bym wrócił, z naciskiem na to ostatnie (chociaż Berliner na lato będzie petarda), Pancerna Brzoza mi smakowała jak i mnie rozbawiła nazwą i etykietą, ale wydała mi się zbyt muląca w odbiorze na dłuższą metę. Pięknie pachniała, była smaczna, ale nie wiem czy bym do niej wrócił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz