wtorek, 21 czerwca 2016

Widawa- Wild Black Kiss BBA & Imperial Wild Black Kiss WBA

Wreszcie.
Wreszcie skusiłem się na spróbowanie.
Dziki czarny pocałunek. Od Widawy.
(W tym miejscu muszę objaśnić gdyby osoba niesiedząca w temacie piw kraftowych się tutaj zabłąkała, że Widawa to nie jest osoba płci pięknej i rasy afroamerykańskiej, tylko browar. A Wild Black Kiss to stout leżakowany 6 miesięcy w beczce po whisky, gdzie zdziczał- nie wiem tylko czy celowo).


Wild Black Kiss- Foreign Stout bourbon barrel aged- Widawa
na etykiecie widnieje tenessy whisky barrel aged, czyli bourbon panie!
Wild Black Kiss

Czarne piwo, dopiero kiedy w snifterze zostaje go niewiele widać rubinowe przebłyski. Piana z początku piękna, ciemno beżowa, drobniutka, kremowa, po dłuższej chwili zanika i to całkowicie. (Jak na piwo barrel aged i tak jest nieźle).

Pierwszy niuch i o panie. Słodka czekolada, wanilia. Do tego kwaśność, dzikość- zapach czerwonego wina tudzież czarnej porzeczki. I whisky, konkretna nuta bourbonu. Fantastyczny, wielowymiarowy aromat.

W smaku... no tu to się dzieje. I w sumie podobnie jak w aromacie. Na początku słodycz, czekolada z wanilią atakują kubki smakowe, zaraz po nich wkracza przyjemna kwaśność- i tutaj muszę zaznaczyć że piwo czekało u mnie dosyć długo, z pół roku może nawet, datę miało do 31.03, i obawiałem się że dzikie drożdże mogły grubo pojechać. Ale nie- kwaśność jest bardzo przyjemna, w sumie podobna do klasycznych nut z beczki, tylko zintensyfikowana. Jak cierpkie, wytrawne wino.
A potem następuje finish- z umiarkowaną do średniej goryczką, nutą kakao (ewentualnie gorzkiej czekolady) i nutami whisky na finishu.
Czekolada +porzeczki/czerwone, cierpkie wino + łyk whisky.

Piwo bardzo gładkie, raczej nisko wysycone, ale w charakterystyczny dla dzikusów sposób, taki lekko hm... ostry. Do tego rozgrzewający w żołądku alkohol, sporo też szlachetnego alkoholu przewija się w smaku.

Bardzo złożone, intensywne, kompleksowe piwo. Na pewno nie do lekkiego popijania, ale na mnie zrobiło piorunujące wrażenie. Bardzo mi się podoba to, że dzikość nie przejęła do końca tego stoutu, tutaj dominuje FES i beczka, a lekka dzikość jest tylko dodatkiem.

Imperial Wild Black Kiss
Ocena: 9/10

Imperial Wild Black Kiss- imperial stout single malt whisky barrel aged- Widawa


Polacy znowu wygrali, no to opijemy to cięższą wersją Wild Black Kiss, wyleżakowaną w beczce po single malt whisky. Niestety po jakim konkretnie single malt- tego na etykiecie nie podano.

Piwo również czarne, ale pianę uzyskać było nawet ciężej, przy agresywnym nalewaniu utworzyła się niewielka kremowa warstewka i dosyć szybko zniknęła. Natomiast co do lacingu, to w tym przypadku już samo piwo "płacze" na szkle jak ciężkokalibrowe destylaty z górnej półki.

Zapach trochę się różni. Przede wszystkim gorzka, mocna gorzka czekolada, intensywniejsza niż w wersji podstawowej, do tego lekka wędzoność (nie na tyle abym obstawiał że był to któryś ze szkockich torfowych single maltów, ale też nie mogę tego wykluczyć). Dzikich nut praktycznie nie ma, nic poza normalnym beczkowym aromatem, takie lekkie nuty czerwonego wina co najwyżej. Wanilia w aromacie praktycznie nie występuje.

Pojawia się za to czasem w smaku. Tutaj jak w RISie, mamy słodko-gorzko, jest ta wanilia, i to wcale niemało momentami; jest też wspomniany wcześniej dym (może to jednak na torfie był single malt? Szansa niewielka, ale możliwe); jest sporo gorzkiej czekolady. Trochę tanin od beczki czuć na języku, finish trochę zbyt pikantny, co prawda jest to szlachetny alkohol, ale mamy do czynienia z czymś co amerykance czasem nazywają "boozy finish". Tak jak w aromacie, kwaśność nikła, raczej wielkiej dzikości tego akurat egzemplarza nie stwierdzono.

Piwo ma dosyć gładką fakturę, co trochę psute jest przez taniny na języku oraz wspomniany wcześniej troszkę pikantny, alkoholowy finish. Bardzo nisko wysycone, wytrawne.

Cóż, bardzo dobre piwo, smaczny imperial stout. Nie do końca w moim odczuciu natomiast dziki, o ile w Wild black Kiss nie miałem wątpliwości co dzikie drożdże zmajstrowały, o tyle tutaj te lekkie nuty winne i nikłą kwaśność mogło spowodować drewno, a nie bakterie (i tak obstawiam).
Jak wspomniałem, stout bardzo smaczny, utrzymany w konwencji gorzka czekolada+whisky+dym (no i trochę wanilii)- połączenie jeśli chodzi o ten styl niemalże już klasyczne, ale jakże smaczne. Natomiast nie jest to piwo aż tak intrygujące jak podstawowa wersja Wild Black Kiss, tam ta czarna porzeczka od zdziczenia robiła fajne wrażenie, a i wanilii było więcej.

Ocena: 8/10

Mam jeszcze Imperial Wild Black Kiss w wersji leżakowanej w beczce po bourbonie, ale to chyba zatrzymam na jakąś okazję. Świetne piwa, Widawa po raz kolejny pokazuje że umie warzyć ciemne piwa i to światowej klasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz