niedziela, 2 października 2016

Amager- Lubricated Labrador

Amager to duński browar który wywołuje u mnie mieszane uczucia. Mają w swojej ofercie piwa przeciętne, jak Chocolate spring czy Bloody berliner. Mają też piwa które chociaż niekoniecznie złe określiłbym jako nudne i znacznie poniżej oczekiwań, jak Marry me in Rio albo Orange Crush. Ale do ich IPA nie mogę się przyczepić, Gluttony i Bath 1000 były po prostu świetne.

Jest jednak jedno piwo na które czaiłem się od dłuższego czasu- Lubricated Labrador. Dlaczego? Ano jest taki blogger na youtubie, znany jako The Master of Hoppets. Określił on to piwo jako najlepsze europejskie IIPA. Biorę oczywiście pod uwagę że było to jakiś czas temu, rynek wyewoluował, coraz więcej browarów próbuje też warzyć New England IPA zamiast West Coast... ale coś w tym musi być, więc jestem tego piwa cholernie ciekawy (chociaż z drugiej strony nie mam wielkich oczekiwań, może przez to że pamiętam jak cieszyłem się na chocolate spring dawno, dawno temu).

Jedno muszę Amagerowi przyznać: mają rewelacyjne etykiety. No i ładne, wysokie, smukłe butelki.


Lubricated Labrador- Imperial IPA- Amager

Cóż, na widok składu polskiemu beergeekowi pewnie by serce zadrżało. Jakże to, słody monachijski i melanoidynowy w IIPA? Mnie bardziej martwi Pilzneński tak po prawdzie ;) Chmiele to Herkules, Mosaic, Simcoe, Amarillo. Drożdże: US-ale. Alkohol 8,5%, ekstraktu brak, warka numer 1325 (fajna opcja, numer warki na etykiecie). Best before 05/2017

Pierwszy niuch z butelki. Jest potwornie słodko. Pachnie to niemal jak barley wine. Potężna dawka słodkiego, kandyzowanego cukru, potwornie słodkie pomarańcze. Kwiatowe nuty, ale kwiaty utopione w cukrze.

Piwo ciemnopomarańczowe, zmętnione, piana dosyć wysoka, raczej średnio pęcherzykowa. Powoli się redukuje, już widzę że będzie się lepić do szkła. No dobra, po chwili się okazało że jednak postanowiła że nie bardzo.

Bardzo fajnie zapachniało ze szkła. Ciasteczkami. W drugim niuchu doszły wyraźne pomarańcze, także zrobiły się z tego takie delicje. Do tego trochę kwiatów, oraz lekkie nuty ziemisto- żywiczne. Muszę przyznać natomiast, że zapach jest znacznie mniej słodki niż z butelki, ładny, kwiatowo-cytrusowy z podbudową z delikatnych ciasteczek.

O kurczę. Wow. Co za nietypowy smak. Może to przez to że przywykłem do polskich IPA, robionych na słodzie pale ale, gdzie jeśli jest dobrze zrobiony West Coast to mamy czyściutki profil słodowy i wuchte cytrusów oraz żywicznej goryczki, natomiast jeśli całość się sypnie to mamy karmelki. Tutaj...
Tutaj na początku jest bardzo słodko, ale ta słodycz nie jest rażąca, jest bardzo gładka i delikatna. Delikatny karmel, ciasteczka, lekkie toffe. Dopiero potem wchodzą chmiele i kontrują pomarańczą, żywicą, nieco szorstką, ziemistą goryczką, która paradoksalnie potęguje uczucie słodyczy. Dopiero na finishu w piwie objawia się cała ta słodycz, wymieszana z goryczką, co powoduje lekki gwałt na kubkach smakowych, i wrażenie że ktoś nam próbował cukrem skleić zęby.

Piwo średnio wysycone, jak na Imperial IPA tak sobie z pijalnością. Ciało również dosyć pełne. Dosyć gładkie, to muszę przyznać, ale na bank płytko odfermentowane. Alkohol nie daje się we znaki, ale piwo solidnie rozgrzewa.

Overall:
Czas zebrać myśli i wrażenia do kupy, i jakoś umiejscowić to piwo. Po pierwsze, bardzo mnie zaskoczyło. Spodziewałem się chmielowej bomby, i wytrawnego West Coast, i chociaż chmielu tu nie pożałowano, to większe wrażenie zrobiła na mnie strona słodowa. Poza tym obok West Coast to nie stało, jest mimo wszystko piekielnie słodkie, zwłaszcza na finishu, i nawet ta goryczka nie jest w stanie w moim odczuciu w pełni skontrować tej słodyczy- po każdym łyku kubki smakowe aż bolą, zarówno od słodyczy jak i, w mniejszym stopniu, goryczki.
Przy czym muszę przyznać że bardzo fajnie skomponowane są tutaj słody, nie atakują ani karmelem, ani melanoidyną, ale za to tak wyraźnych ciastek i toffe (bez diacetylu czy laktozy) dawno w jasnym piwie nie czułem. Oczywiście, jest i wrażenie cukru kandyzowanego czy owoców kandyzowanych, ale to raczej normalne przy tak słodkim piwie.
Czy jest to najlepsze europejskie IIPA? "Not by a long shot". Jest o wiele zbyt słodkie, profil chmielowy, chociaż przyjemny, to dosyć nudny bym powiedział, i zagubiony w piwie. Piłem znacznie lepsze IIPA chociażby z Thornbridge, czy nawet klasyka od BrewDoga w postaci Hardcore IPA mi jednak bardziej smakowała, a i z polskich coś by się znalazło, myślę że w kategorii słodko-gorzkich IIPA wolałbym butelkę quatro z Pinty niż kolejną Lubricated Labradora. Ba, nawet Gluttony z Amagera bym o niebo chętniej przytulił i jest kolosalnie lepszym IIPA.

Myślę że w Polsce by to piwo zostało zakrzyczane i wdeptane w ziemię. Jako "zbyt słodkie", zbyt bliskie do barley wine, pewnie wiele osób napisze że zbyt karmelowe (czasami mam wrażenie że karmel to synonim słowa słodkie, a słodkie to synonim słowa złe jeśli chodzi o polskich odbiorców kraftu). Dla mnie nie jest to wybitne IIPA, ale przyjemne, mocne, lekko rozgrzewające piwo. W sam raz na jesienny wieczór kiedy deszcz stuka mi o szybę.
Reasumując: przeciętnie dobre, nieprzeciętnie słodkie IIPA, jeśli lubicie takowe, polecam. Mi w miarę smakowało, chociaż kubki smakowe nieco zgwałciło, przy czym nawet w kategorii słodko-gorzkie IIPA nie miałoby szans z np Molotov Coctail z Evil Twin Brewing.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz