czwartek, 27 października 2016

Pinta- Atak Chmielu, Ale Browar- Crazy Mike

Na początku nie było niczego. No dobra, może były jakieś pojedyncze piwa z Czech, Portery z Żywca i Okocimia, sprowadzane piwa z Belgii i Niemiec. Były też jakieś może Ciechany Miodowe, Koźlak z browaru Amber, czy nawet Cornelius Bananowy w chwilach desperacji. Ewentualnie wciskanie cytryny do obrzydliwych koncerniaków, żeby to się dało wypić. Ale dla dobra tej bajki, drogie dzieci, na początku nie było niczego.
A potem Pinta uwarzyła atak chmielu, i tak nam moi drodzy w ciągu tych zaledwie pięciu lat różnokolorowymi, mniej lub bardziej nachmielonymi trunkami przywaliło, że jak słyszę o kwaśnym piwie z chrzanem to jest to po prostu kolejny dzień z życia polskiego kraftu.

No to dzisiaj łyczek historii w płynie. Jeśli King of Hop to dziadek wśród polskich piw kraftowych, to Atak Chmielu to dziadek Mojrzesza proszę państwa. Taki Noe, który swą arką wywiózł polskie piwowarstwo na całkiem nowe wody. A teraz gości wszędzie, w większości lepszych miejscówek z jedzeniem, że o multitapach nie wspomnę.


Atak Chmielu- Browar Pinta

Piwo w barwie bardzo ciemny bursztyn, miedź, rubinem bym tego nie nazwał. Piana jak to Anglicy mawiają "offwhite" w barwie, średnio i drobnopęcherzykowa, większe pęcherzyki zwłaszcza podczas pękania. Ładnie się przykleja do ścianek szkła. Piwo zdecydowanie klarowne.

Zapach niezbyt intensywny, pierwszy niuch to chmiel, drugi to karmel, potem mieszanka. Ale spróbuję to trochę rozłożyć na czynniki pierwsze.
Jeśli chodzi o chmiel, to jest tutaj troszkę pomarańczy, oraz taka specyficzna ostrość w stylu żywicy, ale nie sam zapach żywicy, a właśnie ta ostra nuta wplatająca się w aromat.
Jeśli chodzi o słody natomiast, to jest tutaj biszkopt, albo nie, olejowiec- takie puchate ciasto, bardzo dobre swoją drogą. Jest też sporo karmelu, ale raczej przyjemnie pachnącego.

Smak: Lekka do średniej słodycz, średnia goryczka, przychodzi z pewnym opóźnieniem ale jest całkiem wyraźna. O ile na początku piwo wydaje się nieźle zbalansowane, w miarę lekkie i rześkie, bo mamy tutaj nuty pomarańczy, nuty słodowe są w miarę hm, "crisp" jakby to Anglicy powiedzieli, to wychodzi potem nie do końca przyjemny posmak takiego karmelu, i to takiego kojarzącego mi się też z diacetylem. Taki maślany, karmelowy posmak, i to nie w wydaniu Wearther's original- niestety. Odrobina melanoidyn w postaci posmaku przypieczonego chleba gdzieś na ściankach policzków absolutnie mi nie przeszkadza, zresztą jest to lekka nuta.

Piwo lekkie, dobrze pijalne, dosyć wytrawne, co najwyżej średnio wysycone, i pomijając nieprzyjemny posmak na końcu który momentami atakuje (ale nie przez cały czas, to muszę przyznać), to naprawdę rześkie piwo jak na east coast.

Generalnie może i szkoda że to piwo, taki symbol tej "piwnej rewolucji", został w ten sposób potraktowany, ale bardzo się cieszę że mogę je znaleźć w wielu barach w Krakowie, bo jest to niezobowiązujące, przyjemne piwo, idealne do popicia wielkiego kotleta z krowy przemielonej wraz z kucharzem. Fakt, nie zdecydowałbym się na nie w multitapie, ale w restauracjach jak najchętniej. A patrząc na stany zjednoczone, właśnie to się stało z klasykami takimi jak Pale Ale ze Sierra Nevada- trafimy na nie w większości restauracji, ale w mało którym kraftowym multitapie.
W Polsce jest to o tyle sprawiedliwe, że w moim odczuciu bez takiej kulinarnej rewolucji jeśli chodzi o burgerownie, streetfood, slowfood itd nie byłoby też piwnej rewolucji- a przynajmniej takiego zainteresowania. Także mielony antrykot w parze z atakiem chmielu zawsze na propsie, i traktuję to jako sprawiedliwość dziejową.

Crazy Mike- Double IPA- Ale Browar

Rowing Jack jakoś nigdy mnie szczerze nie zachwycił. Ostatnio wróciłem do King of Hop, i ten mi skopał trochę tyłek. Ale najlepszym mocno chmielonym piwem, które od razu kojarzyło mi się z Ale Browarem, był od zawsze Crazy Mike. No dobra, on może mnie też nie zachwycił. Ale było to raczej solidnie zrobione double IPA. Sprawdźmy jak się ma teraz.

Bardzo dobry zapach z butelki. Mocno cytrusowo- ananasowy, owocowy, chmielowy. Jest bomba.

Ciemnozłote albo bursztynowe nawet w tym świetle piwo, piana wysoka, biała, aż mi się czapka nad nonic zrobiła. Jak na pilsie. Ładny lacing. Bardzo łatwo się odbudowuje.

Przyjemny aromat, cytrusy, ananas, nutka żywicy, lekkie nuty biszkoptowe i minimalna mleczna nutka. Pachnie to dobrze i zdecydowanie chmielowo. Oczywiście troszkę słodyczy z karmelu, trochę przejrzałych pomarańczy po ogrzaniu.

Spora, ale przyjemna słodycz, wyraźna goryczka. nawet wysoka, ale przyjemna. Ponownie, trochę słodyczy w stylu przyjemnego, lekkiego karmelu, wyraźne nuty owoców, trochę pomarańczy może, może trochę brzoskwini, generalnie słodkie nuty kojarzące się z pomarańczowymi w kolorze i lekko kwaskowymi, ale słodkimi owocami. Delikatna biszkoptowa nutka, z przewijającym się minimalnym, mlecznym motywem, takim na krawędzi autosugestii, który zostaje później w trakcie picia zagłuszony chmielem.

Ciało: Średnie, można wyczuć że jednak jest to już dosyć mocne piwo, ale pije się nadal bardzo dobrze, szybko, jest rześkie. Wysycenie również średnie.

Overall:
Szczerze mówiąc mam wrażenie że AleBrowar zrobił spory progres ze swoimi starymi piwami. Może poza (wybaczcie) Rowing Jackiem, którego piłem parę miesięcy temu, i nie zachwycił. Ale King of Hop jest jednym z lepszych Pale Ale jakie piłem w tym roku. Co prawda jakoś temat Imperial IPA mi umknął, był to kiedyś mój ulubiony i najczęściej pity styl, to pomimo oszczędnego opisu z mojej strony, muszę przyznać że mam wrażenie że Crazy Mike którego mam w szkle obecnie jest znacznie lepszy od Crazy Mike'a którego piłem w zeszłym roku.
Generalnie te piwa (King of Hop oraz Crazy Mike) spokojnie utrzymują poziom czołówki polskiego kraftu, zamiast spadać w dół jako legendy które "kiedyś to było wow".

Bardzo dobre piwo. Brawo, AleBrowar!.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz