czwartek, 20 kwietnia 2017

Prairie Artisan Ales- Phantasmagoria

Jej. Uwielbiam piwa z Prairie. Wszystkie które piłem, a było już ich kilka (może jeszcze nie ...naście, ale szybko zmierzamy w tym kierunku) były w przedziale od bardzo dobre do zajebiste. Najbardziej w pamięć wwierciły mi się Funky Gold Amarillo (tak się robi funky IPA!) i genialne Bible Belt, kooperacja z Evil Twin (mam teraz wersję leżakowaną w beczułce po bourbonie i cóż... ślinka mi cieknie na samą myśl).

Tym razem styl który ostatnio jakoś rzadziej u mnie bywa, styl który też wbrew pozorom nie jest łatwo dorwać jeśli chodzi o browary z USA- Double IPA.

Phantasmagoria- Imperial IPA- Prairie Artisan Ales

Pierwszy niuch:
Słodki, cukrowy, z dużą, bardzo dużą dawką nut tropikalnych.

Ciemnopomarańczowe, zmętnione piwo (musiały mi się drożdże czy cośtam wciulnąć, dammit!). Piana genialna, gęsta, drobna, bardzo, bardzo powoli opada, od razu lepi się do szkła.



Aromat:
Ależ tutaj mamy przekrój tropików! Od ewidentnych, rześkich, świeżych cytrusów, skórki grapefruita i kwaśnej pomarańczy, przez białego, słodkiego melona, ananas, przez jakieś kosmiczne papaje i marakuje, aż po ciężkawe nuty fig. Rześko, nieco ostro, delikatne nuty trawy i żywicy w tle dają tylko taką właśnie świeżą, ostrą podbudowę. Świetnie pachnie. Oczywiście również nieco słodko, jest takie wrażenie lepkiego karmelu, takiego stopionego cukru, syropu. Ale to owoce grają pierwsze skrzypce.

Smak i odczucie w ustach:
Wow. No tak. Nie wiem od czego zacząć, bo za dużo się tu dzieje, więc zacznę od ostatniej rzeczy, bo jest ich tu tyle, że cała reszta mi z miejsca spieprzyła z pamięci: w aftertaste delikatna nuta herbaty z cytryną.
...
Bardziej z dupy chyba jeszcze smaku piwa nie zacząłem opisywać, prawda?
Prawda.
...
Najpierw odrobina słodyczy, delikatny biszkopt w subtelnym karmelu. W tle sugestia pomarańczy, potem coś więcej niż sugestia, podkreślona odrobiną brzoskwini, mango, marakuji i innych temu podobnych wynalazków. Na końcu goryczka, niewysoka, niezalegająca, delikatnie szorstka ale w bardzo przyjemny sposób. Taka wiecie, dobrze zaparzona zielona herbata, która lekko szoruje po języku, ale nie ściąga, nie drapie, nie zalega, czuć w niej zieleń, świeżość.
A doszukać się tutaj można więcej owocowych motywów, bo i melona, słodkiego grapefruita, pomelo.

Wysycenie może ciut poniżej średniego, nie szczypie w język ale rozpycha trochę piwo w ustach, pozwalając aby aromaty się uwolniły. Alkohol delikatnie rozgrzewa, ale bardzo subtelnie, w aromacie i w smaku nie ma go za grosz. Piwo subtelnie skierowane ku wytrawności, ale nie jest suche, nie jest boleśnie wytrawne, takie w punkt.

Overall:
Może i nie jest to piwo które wdeptało mnie w glebę, zmieniło mój punkt widzenia i sprawiło że pokochałem chmiel i double IPA na nowo.
Ale jest to piwo kurewsko dobrze zrobione, bez słabych punktów, bardzo dobry aromat, doskonale zbalansowany smak, prawidłowa tekstura.
Jest to piwo które mi przypomniało za co kocham double IPA- a przynajmniej za co je kochałem zanim wypiłem o jedno słabe double IPA za dużo.
Ładunek tropikalnych owoców nieosiągalny raczej bez dodatków w żadnym innym stylu.
Intensywność trunku, połączona ze świetną pijalnością, rewelacyjnym balansem.

Nie jest to rewolucyjne, odkrywcze i przełomowe double IPA które rzuciło mnie na kolana.
Ale jest to odjebane perfekcyjnie double IPA.
Pycha.
Chyba muszę zacząć polować znowu na dobre double IPA. Zwłaszcza że Panna J. też je lubi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz