piątek, 17 lutego 2017

#200 z Radugą- Clockwork Orange oraz 2028 space odyssey + what was the best.

 Nie jestem jakiś strasznie sentymentalny wobec liczb, ale 200 jakieś tam wrażenie robi. 200 wpisów na tym blogu. Oczywiście piw się wypiło więcej, bo jest czasem po kilka we wpisie, a nie wszystkie na blogu lądują. Zastanawiałem się czy coś specjalnego otworzyć, porównanie 10 polskich RISów albo coś w ten deseń, ale bez przesady. Takie rzeczy można robić w towarzystwie. Sporym.

Ostatecznie padło na browar Raduga. Bo po pierwsze mam z niego 2 piwa, z czego jedno lekkie, drugie ciężkie, i już się fajny zestawik do degustacji robi. Po drugie browar Raduga cenię, może trochę odpadł od najściślejszej czołówki (czytaj nie rozpierdala jak Artezan, Szałpiw i Pracownia Piwa), ale też jest od nich młodszy więc pewnie jeszcze rozpierdoli. Po trzecie oba piwa są godne uwagi- Clockwork Orange to kontynuacja mojej ulubionej serii z Radugi "TeaPA", czyli piw chmielonych tylko na goryczkę gdzie cały aromat pochodzi z herbaty (wszystkie do tej pory mnie rozjebały), natomiast 2028 Space Odyssey- 28 balingowy RIS- czy trzeba mówić coś więcej?

Na koniec jeszcze uaktulnię trochę listę z odcinka #100 czyli co mnie najbardziej rozjebało z tego co piłem i opisywałem tutaj na blogu. Ciekawe o ilu piwach zapomnę :)

Clockwork Orange- Orange TeaPA- Browar Raduga

Lekkie IPA chmielone tylko na goryczkę, za aromat odpowiada czarna herbata z pomarańczą.

Pierwszy szybki niuch z butelki. A nie, jednak nie z butelki. Znowu nie muszę przybliżać nosa do butelki żeby już czuć pomarańczę. Delikatna nuta czarnej herbaty w tle. Butelka stoi kilkanaście cm od mojej twarzy. Zapowiada się świetnie.

Złote, idealnie klarowne piwo, bąbelki zasuwają w górę. Czapa białej, drobnej piany która redukuje się bardzo powoli, delikatnie znacząc szkło. Lagery zazdroszczą wyglądu.

Aromat:
O kierwa, ale pomarańcza. Wow. Intensywnie cytrusowo- pomarańczowy, trochę w stronę takiej aż sztucznej pomarańczy, jak jakiś vibovit (żeby nie było wątpliwości, jest to bardzo ładny zapach). Natomiast czarnej herbaty tutaj za bardzo nie czuję. Dominuje pomarańcza w ilościach absurdalnych.



Smak:
Tutaj jest ciekawie. Jest słodko, bardzo sporo takiej lekko mdłej, pilsowej wręcz słodowości (wiecie, chleb, surowe ciasto drożdżowe, jakiś tam niby biszkopt, minimalny karmel). Czuć już smak czarnej herbaty, nie jest może jakiś bardzo intensywny, ale na tym akurat "podkładzie" wystarczająco wyraźny. Dominuje nadal cytrus, bardzo mocna, rześka i słodka pomarańcza. Lekka goryczka, wbrew pozorom krótka i nie herbaciana. Wydaje mi się że jest natomiast bardzo delikatny maślany posmak, który wzmacnia skojarzenia z pilsami. Ale jest to posmak delikatny.

Ciało: dosyć wysokie wysycenie, piwo dosyć lekkie, nieźle pijalne (tak w okolicy pilsów). Odbija mi się pomarańczami.

Overall: Po raz pierwszy w tej serii w jakikolwiek sposób przykuła moją uwagę podbudowa słodowa. Bardzo czysta, "pilsowa", ciasteczkowa, takie maślane herbatniczki. W aromacie herbata, w tym przypadku pomarańcza nawet bardziej, jak zwykle zgarnęła całą pulę.
Z jednej strony najmniej intensywne, najmniej przykuwające uwagę piwo z tej serii. Owszem, dalej gwałci ilością pomarańczy, ale nie mamy wrażenia jakby nam ktoś wcisnął łeb w kwiat jaśminu, obsypał go kwiatami wiśni czy natarł nas olejkiem sandałowym. Piwo lekkie, obiadowe niemalże, odświeżające.
Nadal jednak bezbłędne, intensywnie pomarańczowe, w smaku zaznaczona również sama herbata. Bardzo fajna propozycja, bezbłędnie wpisująca się w serię, chociaż w pozycji takiego najbardziej "normalnego", stołowego piwa.
Bardzo chętnie bym spróbował wszystkie wersje z tej serii na raz. Chociaż potem przez tydzień nie byłbym pewnie w stanie poczuć zapachu czegokolwiek.

2028 Space Odyssey- Russian Imperial Stout- Browar Raduga

28 BLG oraz 12,5 abv. Do tego goryczka oznaczona na jak rozumiem bardzo wysoką. Cyferki w tym Imperialnym Stoucie robią wrażenie, etykieta również. Czas sprawdzić jak samo piwo.

Szybki niuch: Mocny, bardzo czekoladowy, słodki zapach z minimalną nutą popiołu i czerwonych owoców w stylu wiśni.

Czarne piwo z niewysoką, brązową, w miarę drobną pianą, która redukuje w umiarkowanym tempie. Nieśmiałe plamki zostają na szkle.

Aromat: mocny, intensywnie palony, dominują kakao, czekolada, popiół. Jest też niewielka ilość czerwonych owoców. Lekka pseudo mleczna słodycz, ni to wanilia, ni to mleczna czekolada. Zaczyna się pojawiać bardzo przyjemny zapach wafli z gorzką czekoladą, coś co w RISach bardzo cenię, coś co zresztą bywa głównie w bardzo dobrej jakości RISach. Ślinianki zaczynają pracować pełną parą.

Smak:
Słodki, bardzo delikatny kwaśny (z czasem jest go coraz mniej, coraz więcej słodyczy), gorzki. Ten ostatni tutaj dominuje głównie z bardzo intensywnym posmakiem gorzkiego kakao. Wrażenie aż jakby się grudki kakao na policzkach osadzały. Not bad. Słodycz delikatna, w stylu mlecznej czekolady. Z czasem wychodzi coraz bardziej, mlecznej czekolady coraz więcej, dochodzi leciutki karmel. Delikatne nuty alkoholowe, ale też owocowe, idące w stronę porto. Za jakiś czas może być z tego fest pralinka.

Ciało: Pełne piwo, gęste, zalepiające, nisko wysycone, alkohol rozgrzewa, delikatnie przypieka w usta, ale jest już całkiem nieźle ukryty.

Overall: Dobry RIS z ogromnym potencjałem na leżakowanie. Troszkę żałuję że go już teraz otworzyłem, za rok albo dwa z tego może być petarda. Póki co jest po prostu dobrze. Na pewno alkohol się jeszcze ułoży, zejdzie goryczka, wyjdzie mleczna czekolada, wjedzie porto, sherry, może i trochę lukrecji. Będzie cudo, zobaczycie. Może jeszcze dokupię butelkę. Jeśli macie więcej niż jedną, dobra decyzja. Jeśli macie jedną, i zastanawiacie się czy pić czy leżakować- leżakować. Bo jest dobrze, ale może być lepiej ;)

Browar Raduga tymi piwami mnie nie rozczarował, ale też z butów tym razem nie wykopał. Oba piwa mają satysfakcjonująco dobry poziom, wystarczający na to czego oczekuję po dobrym browarze. RIS ma wielkie widoki na przyszłość, czy to na beczki, czy po prostu leżakowanie z piwnicy może go zmienić w petardę wielkiego kalibru.
Wymagający się ostatnio zrobiłem, nie? Good job, Raduga ;)

Bonus:
"TOP", czyli najlepsze piwa jakie piłem w ciągu tych 200 odcinków mody na piwo:


Russian Imperial Stouty:
#1 Mr Hard's Rocks Peated Whisky BA- genialny, gładki, wędzony, waniliowy, wiśniowy, lukrecjowy, czekoladowy... zresztą, czego tam nie było. Ideał. Jedyny RIS który aż mnie skręca żeby spróbować raz jeszcze.
#2 Samiec Alfa Bourbon BA pierwsza warka- chociaż ponoć tracił na leżakowaniu, a piwo miało ponad rok, to pierwsza warka rozjebała mnie totalnie. Świetny RIS, naprawdę klasa światowa. Niestety druga warka pita z kranu, chociaż nadal było to świetne piwo, to wobec pierwszej była pustką i rozczarowaniem.
#3 Emelisse White Label Ardberg BA- ach ten aromat... te orzechy... ta wędzonka. Nie wiem czy najlepszy, ale na pewno najbardziej utkwił mi w pamięci ten RIS wobec wszystkich zagranicznych.
#3 Mr Hard's Rocks Milk 10 miesięcy po terminie- jedyny nie barrel aged (chociaż chwileczkę przeleżakowany) RIS w tym gronie. Poezja i petarda, w sumie niespodziewana bo w chwili premiery wersja Milk była najsłabszą ze wszystkich Mr Hard's Rocks. A ułożyła się nawet lepiej niż klasyczna. Magia w płynie.

wyróżnienia:
Browar Golem: Lilith i Lilith Bourbon BA- oba pite z kranu, tego pierwszego buteleczkę posiadam. Fajnie czekoladowe, w wersji z beczki fajnie pralinkowe, bardzo przyjemne RISy. Mocno przehypowane, zwłaszcza wersja Bourbon BA. No dobra, może nową warkę Samca przypomina... ale do pierwszej nie ma startu. Ale i tak naprawdę świetnej jakości piwa.
Brokreacja: The Gravedigger, klasyczny oraz blended BA. Najbardziej agresywny w pozytywnym tego słowa znaczeniu RIS z tych polskich. Jeśli ktoś mówi że lilith była agresywna to nie pił Gravediggera. I nie było czuć żeby to było piwo przechmielone, po prostu intensywność tego piwa trochę zabijała.

Portery bałtyckie:
tutaj wyjątkowo ubogo, może dlatego że większość sztosów, w tym Imperium Prunum, projekt 30 i 55 Gościszewo wędzony pierwsza warka nadal czekają na swoją kolej. Także niby podium, ale de facto 3 wyróżnienia.

#1 Baran z Jajem, Pracownia Piwa i Podgórz. Tuż po premierze smakował jak światowej klasy RIS. Potem się ułożył i zaatakowała śliwka. Jestem szczęśliwy bo mam jeszcze butelkę.
#1 ReCraft Mentor. Bardzo niedoceniony. Pachnie genialnie, smakuje jak najlepsza warka Komesa przeleżakowana 3 lata. Warto.
#2 Widawa Smoked Baltic Porter 2015 24*BLG ponad pół roku po terminie. Jak on się ułożył. Wino, wędzonka, czekolada. Klasa.
#3 BeerGeek Limfjords Porter- Mikkeller/Thisted- tona słodyczy, lukrecji, wiśni. Pycha.

Mocne, słodowe piwa (tutaj lądują wszystkie quadruple, eisbocki, doppelbocki, barley wine itp).
#1 Buba Extreme Calvados BA- mocny kandydat do najlepszego piwa w moim życiu (chociaż beczka po calvadosie nie jest tak popularna, mnie rozjebała po prostu jabłkami i wanilią). Ze wszystkich powyższych piw chyba tylko Mr Hard's Rocks Peated Whisky BA mógłby z tym potworem konkurować.
#2 Barley Wine Bourbon BA od Doctor Brew, około pół roku po terminie. Wylicytowałem to piwo za 80zł. To to pierwsze Barley Wine, nie 27,5. I szczerze mnie rozjebało. Najlepsze BW jakie piłem w tym roku i jedno z najlepszych w życiu. Dużo w tym zasługi beczki i leżakowania.
#3 Westy 12. Postanowiłem się przekonać jak to z tą legendą jest, powróciłem, i tym razem nie zawiódł jak kiedyś, chociaż i nie rozjebał.

Double IPA:
wyróżnienia:
Artezan- ASAP 2.0
BeerBros- Hopsztos

Lżejsze piwa:
#1 Juicy New Wave- najlepsze, najprawdziwsze, pierwsze jedyne do tej pory New England IPA co do którego nie mam wątpliwości że faktycznie jest to New England IPA. Druga warka rozjebała genialną pierwszą.
#1Haandbryggeriet- HaandBic- geniusz wśród Lambiców.
#2 Art.9 Oatmeal Hoptart: Nie trzeba tej kolaboracji przedstawiać. Genialny aromat.
#2 4 latka Artezana. Genialnie nachmielone session IPA.
#3 Misty od Trzech Kumpli. Mam wątpliwości czy jest to New England IPA, nie mam wątpliwości że jest pyszne, wręcz genialne.

Inne piwa wymagające wyróżnienia:
Art+10- genialne połączenie jasnego piwa i kawy.
Schops- przywrócenie mega przyjemnego stylu do życia.
Buba Extreme Cognac BA- nie chciałem drugi raz wrzucać Buby Extreme do kotła, bo to piwo zamiata konkurencję. Ale Calvados był lepszy.
Magic Rock Cannonball IPA
Big Bear Black Stout
Jan Olbracht- Kord Whisky BA
AleBrowar- King of Hop- może dziwić, ale naprawdę genialną warkę utrafiłem.
Pinta- Kwas Epsilon, Modern Drinking- to ostatnie za stałą formę dobrego West Coast. Taki pewniak w razie potrzeby.

Pewnie jeszcze długo mógłbym tutaj dopisywać co mi się przypomni. Np piwa z Naparbier, Hjet Uiltje. Ale te wypisane powyżej utkwiły mi w pamięci tak, że nie muszę sobie ich przypominać. Za kolejne pół roku i sto odcinków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz