wtorek, 16 sierpnia 2016

Craftownia, Gravedigger Brandy BA (brokreacja) oraz Happy Birthday (tattooed beer), Frozen Rolls

Frozen Rolls, już trochę zdemolowane.
Dałem się wywlec na Kazimierz. Dzień wolny, ładna pogoda a nawet nie za gorąco. Cel był jeden: lody tajskie, na które czaiłem się od dłuższego czasu. Konkretniej, ponieważ ponoć w Krakowie są już dwie miejscówki, Frozen Rolls, foodtruck na ulicy Jakuba. Muszę stwierdzić że całkiem spoko sprawa i jak najbardziej warta spróbowania, kombinacja ogórek-brzoskwinia zatwierdzona i niezwykle orzeźwiająca. Także polecam.

No i tak toczymy się po Kazimierzu, wcinając te lody, wtem, na ulicy św. Wawrzyńca, przypomniałem sobie że tam jest przecież Craftownia, wielokran który otworzył się miesiąc czy dwa temu i w którym jeszcze nie byłem. No to zajrzeliśmy.



Zacznijmy od konkretów. 18 kranów, akuratnie z polskim kraftem wszystkie, ale wybór ciekawy, np Gravedigger brandy BA z Brokreacji (o którym opowiem) czy Big Sleep z Radugi, i jeszcze kilka piw których w innych wielokranach akurat nie widziałem, a to spory plus, bo czasami się oferty powtarzają. Sporo kwasów, co zważywszy na porę roku również na plus. Pojemności 0,2 oraz 0,5; no i opcja próbki co zawsze się chwali. Ceny jak najbardziej normalne, tak bym to ujął, nie wyróżniające się w ani jedną ani drugą stronę. Jeśli chcecie więcej konkretów, to są na ontap.pl. A tak, z rzeczy in plus, mają też wypisane ceny napojów mocniejszych czy herbaty, to też ułatwia życie. No i mają wybór najpopularniejszych whiskaczy (pamiętajcie, Jack Daniels Honey to dla kobiet whiskaczowy odpowiednik Krieka z Lindemansa- kochają ten poziom słodyczy).

Z rzeczy bardziej subiektywnych: bardzo miła i komunikatywna obsługa, coś czuję że raz na jakiś czas się im właduję posiedzieć przy barze, wiedzą co mają na kranach i widać że nie boją się klientów ;) Druga rzecz, bardzo subiektywna, to wystrój: jest to najlepiej urządzony lokal z piwem kraftowym w Krakowie. Kanapy, fotele, nawet stołki barowe z ładnego drewna i błyszczące jeszcze nowością. Ładnie, schludnie, bardzo elegancko. Niejedna restauracja aspirująca do "wyższych standardów" może pozazdrościć. Generalnie spokojnie można by się zatopić w fotel z cygarem w ustach i szklanką czegoś wspaniałego, i wyglądałoby się zupełnie na miejscu a nie jak kosmita. Znaczy możnaby, bo oczywiście w lokalu palić nie można o ile mi wiadomo, co jest dla mnie plusem (chociaż przeciwko wydzielonym salom, tak jak w Multi Qlti chociażby, nic nie mam). Nie sprawdziłem co prawda czy mają stół do bilarda, ale jeśli nie, to byłby to jedyny brakujący element wyposażenia ;)
Gravedigger Brandy BA (z lewej)

Przejdźmy zatem do piw. Zgodnie z zasadą "zacznij od czegoś lekkiego" wybrałem sobie
Gravedigger Brandy BA- Imperialny Stout- Brokreacja
Standardowa wersja Gravediggera spoczywa u mnie w barku w butelce, ale jak zobaczyłem wersję leżakowaną, jak tu się nie skusić?
Piwo czarne, nieprzejrzyste, z niewysoką ale ładną, kremową pianą.
Zapach intensywny, mocna gorzka czekolada, kakao, nuty popiołu, ale też, co ciekawe, nuta brandy, i to samego trunku a nie tylko beczki. Zazwyczaj z brandy zostaje trochę kwaskowych owoców, drewna, wanilii, a tu proszę- faktycznie brandy w zapachu. Z drugiej strony przez to jakichś pokładów wanilii to nie wyczułem.
Smak również intensywny. Na początku słodycz, czekolada przełamana odrobinką wanilii, potem pokłady gorzkiej czekolady, z mocnym, kakaowym finishem. Delikatne posmaki ciemnych owoców, lekko wytrawne nuty brandy i subtelna cierpkość od beczki, ale to tylko bardzo delikatne dodatki.
Ciało: pełne, nisko wysycone piwo. Dobrze ukryty alkohol. Długi finish.

Overall: z butów mnie to nie wykopało, ale bardzo solidnie zrobione piwo, mocne, agresywne- lubię takie RISy. Gdybym miał jakoś posegregować te pite w ten weekend, to Gravedigger Brandy BA minimalnie przegrywa z Carribean Rumstout, aczkolwiek nie ma się czego wstydzić, naprawdę konkretna robota; za to Frankenstouta z Warpigs niszczy w przedbiegach. Szkoda że nie ma go w butelkach, trochę nut od leżakowania mogłoby tutaj jeszcze dojść, i by się naprawdę konkretny zawodnik zrobił. Albo więcej jednak tej wanilii.
Ocena: 7/10 (oczywiście w skali dla RISów).

Następnie padło na IPA. Tak dla odmiany.
Happy Birthday- West Coast IPA- Tattooed beer
Co prawda nigdzie nie znalazłem wzmianek o tym piwie, na ratebeerze go jeszcze dzisiaj nie było, ale wierzę że to to, bo komu jak nie barmanowi.
Złote, z białą pianą. Lekko zamglone.
Zapach: Ciekawe. Pierwszy niuch i zapach natki z pietruszki. Albo może trochę w stronę pęczka świeżej kolendry. Nie to że nieprzyjemny- nawet jeśli wynika z jakiejś wady, to szybko przykrywa go chmiel, a był raczej ciekawy i niespodziewany. Taka nuta świeżych ziół.
Po chwili przeobraża się w ferię cytrusów. I to takich zielonych. Limonka, cytryna, pomelo. Zgaduję że do kotła trafiło sporo mosaica.
W smaku lekka słodycz, wysoka ale krótka goryczka. I ponownie dużo cytrusów- limonki, pomelo, cytryny.
Wytrawne, jak na west coast przystało. I wydaje się dosyć lekkie. Jak również dosyć orzeźwiające.

Overall: bardzo solidne West Coast IPA. Skąd ta pietruszka w zapachu nie wiem, ale nie traktuję tego jako wadę, raczej kojarzy mi się z zapachem pokrzyw w Grand Prix American Barley Wine z Pinty, czyli efekt przetrzymania chmielu w piwie zbyt długo. Mega bomba cytrusowa, wytrawna. Nie jest to jeszcze poziom Modern Drinking, ale niewiele temu piwu brakuje. West Coast pełną gębą. Brawo.
PS przy okazji pragnę zaznaczyć że jest to debiut Tattooed beer na blogu, bardzo udany.  W kolejce czeka ichniejszy kolaboracyjny RIS. Urwał, skąd mi się tyle RISów wzięło?
Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz