czwartek, 26 stycznia 2017

Pracownia Piwa- Mr Hard's Rocks Milk

Pracownia Piwa- Mr Hard's Rocks Milk

Imperialny stout z Pracowni Piwa. Wersja z laktozą. Piłem z beczki, nie był zły, ale też obiektywnie był najsłabszą z trzech wersji Mr Hard's Rocks. W butelce sobie trochę poczekał. W sumie w marcu się ujawnił, mamy końcówkę stycznia. 10 miesięcy. W marcu też kończy mu się data, i w tych sklepach w których jeszcze jest zaczyna spadać jego cena.
Sprawdźmy zatem, jak wypada po tych 10 miesiącach, czy warto go leżakować, i czy kupować okazyjnie zapas do piwniczki.

Zapach z butelki:
o... oooo... ohohohohoho! Wow. Na początku myślałem że będzie tak sobie dobrze. A potem pierdolnęło mnie wiśnią z lukrecją i przed kompem zostały same kapcie.
PS nie noszę kapci.



Czarne piwo i gęsta, zbita, beżowo-brązowa piana.

Aromat:
Porto. Śliwka. Śliwka w alkoholu. Lukrecja. Potężne ilości. Nie piłem tak dobrze postarzonego piwa od czasu... od czasu... Georga z Mikkellera? Odrobinę figi. Czekolada, kakao. Po zabołtaniu wychodzi gorzka czekolada i trochę kawy.
Absolutnie fantastyczne.

Smak:
Zaczyna się potężną słodyczą, mleczną, karmelową, po której pomału zaczynają się pojawiać nuty śliwki, porto, lekka figa, lukrecja. Następnie odrobina alkoholu, po którym następuje długi, goryczkowy, potężnie czekoladowy finish, tony gorzkiej czekolady, kakao.
Do tego dochodzi kawa z mlekiem. Mleczna czekolada. Wiśnia w czekoladzie, słodka pralinka.
Kurwa, jakie to dobre.

Teraz porozmawiajmy chwilę o tym jakie to piwo ma ciało. Jak młoda Angelina Jolie. Gładkie, aksamitne (zakładam że Angelina też takie miała), pełne. Delikatne wysycenie powoduje że piwo nie zamula, ale też w żaden sposób nie przeszkadza w piciu, jest idealne. Jest tutaj bardzo delikatny alkoholowy kopniaczek, ale bardzo fajny, super szlachetny alkohol.

Pominąłem na początku praktycznie wygląd. Ale i w tym aspekcie piwo zachwyca. Pomimo że pokal z Pracowni idealny dla piany nie jest, to nadal mam kołderkę drobniusieńkiej piany na powierzchni. Jak tylko zaczyna znikać, odbudowuje się z każdym ruchem pokala, bąbelki gonią taflę piwa, a piana bardzo powoli ścieka w dół po ściankach tworząc malownicze firaneczki.

Overall:
Jaka to jest petarda. Wow.
Powiem szczerze, w marcu zeszłego roku ze wszystkich trzech wariacji na temat Mr Hard's Rocks wtedy dostępnych, wersja z laktozą przemawiała do mnie najmniej.
Teraz to jest absolutny potwór. Petarda. Światowej klasy RIS, a dużo skubańców ostatnio piję.
Ideał Imperialnego Milk Stoutu.
Aromat piękny jak... Angelina już była... nieważne. Przepiękny jak rosa na świerkach w tatrach o poranku. Subtelny jak wjazd czołgiem na chatę. Potężny. Genialnie utleniony, ułożony.
Smak- chociaż jest potężna słodycz, to jest też odpowiednia dawka goryczki, w postaci wspaniałej gorzkiej czekolady na finishu, która to balansuje. Mleczno-czekoladowy duet skutecznie przełamują wiśnie w alkoholu, porto, i generalnie cała ta idea pralinki w mlecznej czekoladzie. Belgijscy mistrzowie się kłaniają. Na koniec jeszcze łyczek kawki i mamy komplet. Deser.

Miałem już nie kupować piwa w tym miesiącu, ale ponieważ wiem gdzie są jeszcze butelki z poprzedniej warki, i to w niższej cenie- shit. Ze dwie. Albo trzy. Muszę po prostu mieć.
Żebyście mieli pełny obraz sytuacji: jedynym polskim RISem (poza tymi z Pracowni) który był na tym poziomie był Samiec Alfa. I nie robię tutaj podśmiechujek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz