poniedziałek, 11 lipca 2016

Stone Brewing Berlin- Arrogant Bastard Ale, Ale Browar- Hard Bride

Wreszcie! Stone Berlin zaczął puszkować! Część puszeczek trafiła do krakowskiego TapHousu gdzie dorwałem jedną (dzięki uprzejmości zacnej obsługi, która przytrzymała mi puszeczkę jeden dzień. Dzięki!).
Stone Brewing to jeden z największych i najlepszych browarów craftowych w USA. Otworzyli się niedawno również w Berlinie (pewnie nie muszę Wam tego wszystkiego pisać, no ale na wszelki wypadek...).
Arrogant Bastard Ale

I cóż, jaram się. IPY ze Stone'a które piłem kosiły nawet już tuż pod koniec daty przydatności. A teraz będziemy mieli pod nosem puszeczki ze Stone'a (puszeczki długo trzymają świeżość, kolejny plus), i to w bardzo rozsądnej cenie- za 0,5l arrogant bastard ale zapłaciłem 15 zł. W zeszłym roku bomber 0,66 był po 60zł. No jest różnica, muszę przyznać.
Czas zatem spróbować jednego z najsłynniejszych American Strong Ale.


Może jeszcze słówko o tym, czym ten styl (American Strong Ale) jest. W skrócie opisywany jako Malty-but-Hoppy. Generalnie do tego stylu można śmiało zakwalifikować imperialne wersje red ale, brown ale, red ipa, brown ipa itd. Piwa mocno nachmielone nowofalowym chmielem, jak sama nazwa wskazuje, siedzące okrakiem pomiędzy Imperial IPA a Barley Wine- zbyt słodowe na IPA, a za mało słodowe (lub zbyt intensywnie nachmielone) na Barley Wine. Często przez browary nie opisywane jako American Strong Ale tylko własnie jako np Imperial Red Ale czy Imperial Brown Ale.


Arrogant Bastard Ale- Stone Brewing Berlin

Ciemnorubinowe, klarowne piwo z wielką pianą, z początku drobniusieńkie pęcherzyki pomału dziurawią się w większe bąble.

Pierwszy niuch- piwo pachnie mega słodko i słodowo. I to taką ciężką słodyczą. Gęstym karmelem.
W drugim niuchu pojawia się chmiel. Trochę cytrusów. Odrobina żywicy.
W smaku już tak słodko nie jest. Pierwsze skrzypce gra potężna goryczka. Mocna, skórka od grapefruita z lekkim dodatkiem żywicy. Długa.
Od razu zwraca uwagę też ciało: gładkie, smukłe, lekkie wbrew zapachowi który wskazywał na gęsty ulepek.

Aromat powoli zaczyna się otwierać. Nadal mega karmel, ale coraz więcej tutaj chmielu, żywica teraz wysuwa się na pierwszy plan, z tyłu nieśmiało ciągną jakieś nuty owocowe.
W smaku subtelna słodycz i lekka kwaskowość. Poza tym też takie zielone akcenty. Ziołowe jakby, momentami kojarzące mi się z herbatą.
Wysycenie niskie, alkoholu nie czuć.

Ech. Aromat umiarkowanie ładny, robi się coraz słodszy i coraz bardziej owocowy, chociaż nie powala a momentami unosi się nutka siarki. W smaku natomiast już szału totalnie nie ma- piwo tak naprawdę nie ma za wiele do zaoferowania poza długą, ciężką goryczką. No jest niby grapefruitowa, ale to nie jest poziom który zadowoliłby mnie po tylu zajebistych IPA.
Ciało fajne, piwo jest wytrawne, gładkie, orzeźwiające.
Także szkoda że w smaku jednowymiarowo gorzkie.
Spore rozczarowanie, jak na tak renomowany browar i piwo o takiej sławie.

Ocena: 5,5/10
Dobrze że nie wydałem wtedy tych 60zł na bomber.
Hard Bride

Hm. Arrogant Bastard pomimo że był sporo poniżej oczekiwań, zaprezentował czym American Strong Ale jest. Kiedy piłem pierwsze warki Hard Bride, American Barley Wine z AleBrowaru, brakowało im ciała, przez co właśnie bardziej pasowały mi jako american strong ale (lepsze od arrogant bastarda btw). Ponieważ dostałem przypadkowo info od Smaki Piwa że nowsze warki mają więcej ciała, postanowiłem zweryfikować czy to już będzie barley wine, czy jednak dla mnie nadal american strong ale. Oraz jak wypadnie w konfrontacji z legendą ze Stone'a.

Hard Bride- American Barley Wine- AleBrowar

Pierwszy niuch z butelki, i tutaj przede wszystkim chmiele dają o sobie znać. Słodkie i żywiczne nuty chmielu, podbite słodkim karmelem.

Piwo zdecydowanie jaśniejsze, ciemnobursztynowe, ze zdecydowanie niższą pianą. Zmętnione.

Pachnie w sumie podobnie do Arrogant Bastard. Sporo karmelu, chociaż paradoksalnie nie aż tak ciężkiego, przypalonego jak w piwie ze Stone'a. Nuty chmielowe są też trochę słodsze. Ale sporo też oczywiście żywicy. Po ogrzaniu się piwa aromat robi się jeszcze hm "jaśniejszy", karmel z pomarańczami i ostrą nutą żywicy.

No, w smaku jest już różnica. Przede wszystkim jest spora słodycz. Karmelowo-ciasteczkowa z lekką, mleczną nutą. Z tyłu mocna goryczka, podobnie jak w piwie ze Stone'a głównie żywiczna. Po paru łykach okazuje się że jest jednak różnica- goryczka w Hard Bride jest nieco ostrzejsza, ale krótsza, niewiele jest nieprzyjemnego, tępego cytrusowego albedo w smaku, do tego jest ona balansowana przez słodycz. Mm. jest lekki jakby winny posmak. Takiego mega słodkiego wina. Jest też trochę posmaku kandyzowanej pomarańczy. O, albo kiedyś dostałem cytryny w rumie- to coś takiego.

Ciało piwa: dosyć pełne, nisko wysycone, rozgrzewający alkohol. Brakuje mi tutaj nadal trochę tej lepkości, gęstości dobrego barley wine'a (te piwa potrafią skleić wargi), ale i tak jest o niebo lepiej niż pierwsze warki które próbowałem.

Muszę przyznać, że jeśli chodzi zarówno o ciało, które jest w tym piwie nieco gęstsze niż w pierwszych warkach, jak i stronę słodową, to w moim odczuciu faktycznie jest znacznie lepiej. Nie jest to jeszcze poziom kandyzowanych fig doprawionych tropikalnymi owocami z chmielu w aromacie, i piwa o konsystencji syropu-mordoklejki (a tak właśnie wygląda mniej więcej mój ideał barley wine), ale o ile pierwsze warki chociaż były piwem smacznym to wywołały u mnie lekką irytację, wiecie, miałem ochotę na konkretnego, lepkiego barley wine... coś jakby zamówić schabowego a dostać mielone... o tyle do tej warki już się nie będę czepiał, chociaż nadal jest ona w moim odczuciu bliżej tych american strong ale niż super ciężkich, ortodoksyjnych barley wine'ów które ktoś tylko potraktował bezlitośnie amerykańskim chmielem.
Niezależnie zresztą czy uznałbym to piwo za american strong ale czy za barley wine, Hard Bride sprała dzisiaj Arrogant Bastarda po pysku. Hard Bride i Arrogant Bastard... wyglądają na dobraną parę.

Ocena: 7/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz