środa, 14 grudnia 2016

Beer Bros- Hopsztos


Hopsztos- Imperial IPA- Beer Bros

Beer Bros do tej pory piłem tylko Smoke on the Porter. No coś jeszcze w multitapie chyba też, ale nie pamiętam. I jakąś kooperację z Piwoteką... A tak. Ale z Rooibosem, hibiskusem i czymśtam. A. Burakiem. Dobra. Nieważne. W każdym razie smoke on the porter jest najzajebiściej zadymionym piwem jakie do tej pory piłem, co prawda wielka w tym zasługa Lapsang Souchong którego kocham miłością mocno podwędzaną.  W międzyczasie Beer Bros naprodukowali tych piw, a mi się obiło o uszy ze sprawdzonego źródła że HopSztos to jedna z najlepszych polskich imperialnych IPA. Jedno z lepszych itd. Cholerne końcówki. Nieważne. No to jadziem.

No na podstawie zapachu z butelki śmiem twierdzić że źródło się nie myliło. Wczoraj pisałem "uczcie się od Artezana", i albo BeerBros brał korepetycje, albo pieprznęli sobie doktoracik na swoje konto. Ile tutaj owoców. Ile cytrusa. Limonka. Ananas. Multiwitamina. Multiwitamina do której ktoś wcisnął wuchtę limonki. Tylko odrobina cukrowej słodyczy od słodów. Pięknie pachnie. 

Piwo bursztynowe, opalizujące, piany na dwa palce, czyli generalnie jak na IPA glass nieszczególna ilość, ale za to jaka! Drobna, puchata, zwarta kołderka, kiedy powoli się redukuje zostawia całe płaty na szkle. Super.

Aromat: O kurwa. No panie, jeśli to będzie smakowało tak jak pachnie to Beer Bros rozbili bank, idę po więcej. Brzoskwinia razem ze skórką. Cytrus. Leciutka pikantność jakby, nie wiem czy żywica czy ki pieron. Słodki, okrągły, mega owocowy aromat. Nie jestem dobry w wypisywaniu ciurkiem tych wszystkich egzotycznych papajomarakuj, bo jadam je zazwyczaj suszone tak czy siak, natomiast tutaj ze szkła wychodzi mi przede wszystkim bombowa brzoskwinia, albo i nektarynka, taka z przeciętą świeżo skórką, lekko podkreślona również świeżo przekrojonym cytrusem. Piękny zapach. Wow. Swoją drogą mam ponownie pewne skojarzenia z Icea Tea Peach oraz pitym niedawno Gose z brzoskwinią z  Deer Bear.

Smak: lekka słodycz, powoli rośnie i się zbiera, zaraz kontruje ją goryczka. Wśród słodu wyczuwam odrobinę karmelu, potem delikatną przypieczoną nutę, następnie wkracza goryczka która buduje się w stronę albedo cytrusowego, a potem na podniebieniu eksploduje skrzyżowanie nektarynki z owocem kaki. I to proszę państwa dopiero pierwszy łyk.
W drugim już wszystko idzie bardziej na raz... a potem po minucie nadchodzi jeszcze mega owocowy aftertaste. Także w drugim łyku najpierw mamy biszkopta z karmelem w ilościach minimalnych i pojawiającą się wuchtę cytrusa, potem kiedy goryczka osiąga swoje maksimum i zdaje się że to koniec wrażeń pojawia się znowu ta owocowa bomba.

Piwo gładkie, nisko wysycone. Pijalność absurdalna! Nie pamiętam kiedy IIPA albo nawet IPA znikało mi tak szybko i niepostrzeżenie ze szkła!

Overall: Jakoś w tym roku zbyt wiele Imperial IPA nie piłem. Z takich które odstawały na plus od reszty, pite z kranu seryjny samobójca oraz double trouble z Widawy, chociaż to drugie z butelki było ok ale już dupy nie kopało. No był też Headbanger z beczki, ale tam beczka robiła kolosalnie dużo roboty.
A tutaj, proszę państwa, leciutkie jak na double IPA (18BLG, 7,2% abv), nie jakieś absurdalnie nachmielone na goryczkę piwo (bo goryczka jest średnia co najwyżej) i tak fantastycznie nachmielone na aromat... WOW! W kategorii Imperial IPA najlepsze piwo jakie piłem w tym roku. Bomba.
Świetnie wygląda, pięknie pachnie, cudownie smakuje.
Odświeża, atakuje owocami, ale świeżymi, cudownymi owocami, a nie przejrzałymi i polanymi karmelem. Nie zamula, nie gryzie alkoholem. Pije się jak APA, tylko wiezie wuchtę więcej owoców.
Bomba. Wspominałem już o tym?

Wcześniej Smoke on the Porter, teraz Hopsztos. Beer Bros, you got my attention.
Btw dwa genialnie nachmielone piwa dzień po dniu. Kumulacja szczęścia. O takie krafty... No dobra, takie krafty chcę kupować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz