poniedziałek, 26 grudnia 2016

Brokreacja- Cup Cake, Pracownia Piwa- Hey Now Wheat Wine, Browar Spółdzielczy/Doctor Brew- Kotwiczne

Babeczka! W płynie! Od Brokreacji! Ma 24 BLG, 11% alkoholu, i chmielone Magnum, Citra, Amarillo.

Czyli pyszności piwnych ciąg dalszy.

Cup Cake- American Wheat Wine- Brokreacja
Aromat z butelki: Mega słodki, mega owocowy. Potwornie słodki biszkopt, oblepiony odrobiną miodu pitnego, do tego sok z cytryny, limonki, ananasa i mango. Mega słodki, mega owocowy. Lody owocowe. Trochę tak to pachnie.

Nalewa się mętne, bez piany. Barwa... hm... brąz? Pomarańczowawy? Błotnisty bursztyn? Rozdeptana babeczka?

Póki co aromat miażdży intensywnością. Bomba chmielowa, potężne ilości cytrusa, ananasa, mango, kandyzowanej pomarańczy, kandyzowanego mango, kandyzowanego ananasa, kandyzowanego tropikalnego chuj wie czego, z obłędnymi ilościami słodkości, cukru, karmelu, miodu pitnego, i do tego zielony zapach chmielu, taki wiecie, jak w nachmielonej z Nepomucena. I do tego ta słodycz, wspaniała, cukierkowa, ulepkowa. Mmmmm, jak to pachnie. Wow.



Smak: potężna słodycz, mocna ale krótka goryczka. Mmmm. Rozgrzewa przełyk. O kurde, ale bomba.
Fantastyczny, cytrusowy posmak. Kandyzowana pomarańcza. Karmel. Syrop. Dużo cytrusowych nut. Goryczka trochę a la albedo cytrusowe. Pewne skojarzenia z suszonymi jabłkami.
Niskie wysycenie. Alkohol ukryty w aromacie i smaku, ale intensywnie i przyjemnie rozgrzewa przełyk oraz żołądek. Oczywiście mogłoby być bardziej gęste i lepkie, ale nie jest źle i pod tym względem. Bardzo przyjemnie mi się to piło, i szybko zniknęło ze szkła.

Overall: Dobre piwo, oj, dobre. Podobnie jak na Regulatorze z Artezana powinno być tutaj napisane "pij świeże", bo nachmielone jest naprawdę konkretnie, dużo cytrusów, dużo zielonych nut chmielu, które wnoszą genialne orzeźwiające nuty do tego piwa. Do tego syropowość, takie karmelowe, nalewkowe, momentami wręcz lekko miodowe posmaki (i mam tu na myśli jakiegoś trójniaczka a nie miodowe utlenienie). Konkretna goryczka, trochę albedo cytrusa w tym jest, ale krótka, nie zalegająca. Trochę suszonych jabłek.

Mega mi smakował Gravedigger, i to wszystkie trzy wersje które piłem, według mnie jest to chyba najbardziej niedoceniony polski RIS, bo był znacznie intensywniejszy i bardziej agresywny od przyjemnie czekoladowej Lilith z Golema, nad którą tyle osób wznosi peany. A tutaj kolejny konkret od Brokreacji. Cup Cake jest bardzo fajne, o krok od skopani mi dupska, i nie mogę się doczekać aż spróbuję Wine Cake. Po piwie bazowym oczekiwania mam ogromne. A mam jeszcze Hey Now Wheat Wine z Pracowni. Okres świąteczny zapowiada się pysznie ;)

PS mam nadzieję że pojawią się też bourbon cake albo rum cake. Albo Mead Cake. Dlaczego nikt jeszcze (poza Olimpem, coś mi świta) nie leżakuje piw w beczkach po miodzie pitnym?!

PS 2 po wypiciu piwa mam odczucia jakbym zjadł lody waniliowe i popił je imperial IPA. No idea why.

Pracownia Piwa- Hey Now Wheat Wine

W kwietniu piłem wersję tego piwa która była leżakowana w beczce po winie Merlot. I skopała dupę srogo. Czas spróbować wersji podstawowej, która sobie poleżakowała swoje u mnie w barku. PS wersji Hey Now Pracownia naprodukowała już 9 (wliczam poprzednie podejście do Hey Now wheat wine które miało 9,3%. To które ja piję ma 10% i termin przydatności skończył się 25.09.2016).

Jedną rzecz muszę powiedzieć- jak w przypadku większości butelek z Pracowni, na dnie sporo brzydkich kłaków.

Aromat z butelki okrutnie słodki, karmelowy, lekko owocowy. Przyjemny, konkretny. Nie ma natomiast charakterystycznych fig od utlenienia, które występują zawsze w Mr Hard i Mr Hard's Rocks.

Piwo złote, dosyć klarowne (przynajmniej ta połowa którą obecnie nalałem, bo nie ma opcji żeby reszta się nie zmętniła- musiałbym zostawić pół butelki piwa). Biała piana, około pół palca, zbita, redukuje do obrączki. Bąbelki pięknie gonią taflę kiedy przechylam szkło. Ładnie to wygląda.

No w zapachu ze szkła zaczyna już być czuć wiek piwa, jest już utlenienie, jeszcze nie taka intensywna figa jak w Mr Hard, ale troszeczkę w tym kierunku. Sporo marcepanu tutaj tu czuję, a przynajmniej słodkiej, intensywnej nuty do marcepanu zbliżonej. Lekko jest to wszystko podkreślone pomarańczą.

W smaku sporo przyjemnej, karmelowej słodyczy, wyraźnie zaznaczona goryczka, całość fajnie podkreślona pomarańczą. Tylko tyle, albo aż tyle, bo piwo jest pyszne.

Gładkie, pełne, nisko wysycone, świetnie ukryty alkohol, lekko tylko rozgrzewa. Nieco likierowate, słodkie, syropowe, jak to wheat wine.

Overall: Napisałem niewiele, bo w smaku piwo nie jest jakoś przesadnie skomplikowane, za to bardzo fajnie składa się w jedną świetnie zgraną całość. Przepyszny deserek. Bardzo pomarańczowe. Fajnie ułożone. Generalnie gdyby ktoś mnie zapytał jak sobie wyobrażam Wheat Wine to śmiało mógłbym mu dać to piwo. Świetne. Może nie rozłożyło mnie na łopatki aż tak jak wersja leżakowana w beczce, ale nie zmienia to faktu że jest po prostu pyszne.

Kotwiczne- Wheat Wine- Browar Spółdzielczy/Doctor Brew

30 BLG wheat wine. Zawodnik wagi bardzo ciężkiej.

Aromat z butelki:
słodycz i zapach zsiadłego mleka? Albo słodkiej maślanki, takiej z jakimiś owocami. Lekkie miodowe nuty. No jest ta mleczność. Dziwny, aczkolwiek nie nieprzyjemny zapach. Coraz bardziej zmienia się w kierunku fig i mleczka migdałowego. No tak, migdały na pewno. Mleko ryżowe też trochę podobnie pachniało. Właśnie. Taki mleczny zapach, ale w kierunku mleka ryżowego, kokosowego, migdałowego.

Piwo nalało się praktycznie bez piany, od razu widać potężną gęstość. Praktycznie klarowne, w apetycznym kolorze ciemnego bursztynu albo mocnej herbaty. Gdyby nie drobne resztki pianky na powierzchni, myślę że mógłbym to spokojnie wziąć za destylat.

Aromat:
pierwsze przywitanie, tak na szybko, i mamy tutaj tą samą jogurtową-kwaśno-słodko-tłustą nutę a la mleczko migdałowe. W życiu czegoś takiego w piwie nie czułem. Powoli zaczyna to zanikać, i pojawiają się nuty karmelu, toffe, jabłka, daktyli.

Smak i odczucie w ustach:
Pierwsza narzuca się gęstość i oleistość tego piwa. Naprawdę, niesamowite pod tym względem.
Mamy tutaj eksplozję smaków i aromatów. Karmel, opieczone ciasto drożdżowe, toffe, rodzynki- to eksploduje przy pierwszym łyku na czubku języka.
Wyraźna słodycz, wyraźna goryczka.
Na środku języka dominują nuty daktyli, suszonych fig, oraz słodkiego syropu.
Na czubku języka mamy piwo bardziej rześkie, pojawia się więcej nut kojarzących się lekko ze świeżymi owocami w syropie.
Po ogrzaniu się pojawia się lekka winna czy też likierowa nuta, lekko brzoskwiniowa, trochę daktylowa.
Alkohol wyczuwalny, troszeczkę dokucza wraz z goryczką.

Overall:
Naczytałem się bardzo dużo pochlebnych opinii o tym piwie, i ostrzyłem sobie na nie zęby jak wilk na czerwonego kapturka.
Niewątpliwie jest to najcięższe piwo z całej trójki. I właśnie to je wyróżnia- ciężar na języku. Jest trochę przytłaczające, trochę zmulające. Ciężar, ale nie intensywność, bo Cup Cake z Brokreacji był bardziej intensywny i naszpikowany wszelakimi aromatami, a Hey Now Wheat Wine chociaż lżejsze było podobnie intensywne. To piwo jest ciężkie po prostu. Za ciężkie. Do tego nieszczególnie przyjemna goryczka i delikatnie podgryzający alkohol. No ja wiem, 12%, pewnie wiele osób powie że jak na taką moc to nieźle ułożony, ale wpadłem w sezon świąteczny, w którym piję absolutnie same sztosy, i w Tokyo* z BrewDoga w ogóle alkoholu nie było czuć, a piwo miało 16,5%.
Również same aromaty są dosyć ciężkie, zmulające.
Sączę to piwo już od ponad dwóch godzin, a butelka to 0,33. Także pijalność ekstremalnie słaba.
Może gdyby to piwo jeszcze sobie poleżało, to myślę, ba, jestem pewien, że mogłoby się z tego zrobić świetne piwo. Jakby to załadować do beczki, to tym bardziej.
Póki co jest najcięższe, najmniej pijalne, i najmniej przyjemne jeśli chodzi o wrażenia smakowe i aromatyczne z tej trójki, i najmniej chętnie bym do niego wrócił. Chętnie za to sprawdziłbym co się z nim stanie za rok albo dwa.

Małe podsumowanie: na początek uspokajam, nie wypiłem tego wszystkiego w jeden dzień. Najfajniejszym chyba piwem było Cup Cake z Brokreacji, które dowaliło owocami z chmielu w likierze. Super. Nie leżakujcie, szkoda marnować takiego aromatu.
Hey Now Wheat Wine po leżakowaniu właśnie takie nuty chmielowe straciło. Ale gdyby mnie ktoś zapytał jak sobie wyobrażam takie klasyczne wheat wine, to właśnie mniej więcej tak. Pycha.
Kotwiczne, może przez jego renomę i imponujące 30BLG, miało najtrudniej, bo miałem wobec niego oczekiwania największe. I cóż, piwo dobre, ale za ciężkie, potrzebuje według mnie trochę czasu, a i muśnięcie dębiną byłoby wskazane. Myślę że za kilkanaście miesięcy zacznie wchodzić w optymalną formę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz