sobota, 3 grudnia 2016

Profesja- Kolędnik

Dobra. Zakładamy frajerskie czapki mikołajowe z pomponem na głowę i jadziem z kolejnym piwem świątecznym. Co prawda już grudzień, i miałem na nie mieć wyjebane, ale 18 BLG, przyprawy, i polecenie że naprawdę dobre piwo jakoś mnie przekonało. Także piwo do szkła, renifery do zaprzęgu, dubeltówka w dłoń i polowanie na czerwonego grubasa czas zacząć. Czy jakoś tak.

Kolędnik- Christmas Ale- Browar Profesja

Czy ja coś piłem z Profesji. Tak. Zajebisty lichtencheiner którego z sobie tylko znanego powodu określili jako smoked berliner weisse. To chyba było od nich piwo. Potem był nawet niezły Rzeźnik, wild ale. I na koniec totalnie spieprzony dubbel, nazwy nie pomnę. A, za to lichtencheiner to był chyba Cyrulik.


Co my tu mamy. 18 BLG, 8,2% alko (wytrawnie). A tak, drożdże scottisch ale, no to nic dziwnego, a może być ciekawie. Oooo, fajny skład, a przynajmniej przyprawowa część: pszenica prażona, kora cynamonu, kardamon, goździki, gwiazdki anyżu, korzeń imbiru, gałka muszkatołowa, ziele angielskie, skórka słodkiej pomarańczy, aframon madagaskarski, kolendra. Ktoś tu chyba kuchnię babci obrabował ;)

Aromat z butelki słodko-mdło-przyprawowy, korzenny, z nieco zbyt intensywną kolendrą. Absurdalne połączenie mydlanej i tak bardzo witbierowej kolendry z potężną dawką słodkich nut korzennych. Miks apteki i ciastek. Trochę estrów typowych dla szkockich rozrabiaków.

Piana na dwa palce, puchata, raczej średnio pęcherzykowa, piwo bardzo ciemne, wpada w mahoń albo ekstremalnie ciemną wiśnię, mętne.

Aromat ze szkła znacznie ciekawszy. Bardzo mocna nuta ciasteczkowa, takie fest ciastko kruche na święta, zajebiste. Do tego anyż. Fajna, świeża, słodko-cytrusowa nuta. Kolendra nadal się pałęta ze swoją mydlaną ziołowością. Jest i słodki zapach muszkatu, charakterystyczny aromat ziela angielskiego, o, znowu anyż. Teraz zapach przechodzi trochę w rejony karmelków anyżowych, czyli karmel i anyż. Były kiedyś takie cukierki z mnichem, lubiłem je, ale jestem jednym z niewielu pojebanych psychopatów naturalnie zdolnych do lubienia anyżu.

Smak:
Uch. No tutaj to chętniej bym wrócił do karmelków. O ile w aromacie opcja "wpieprz do kotła wszystkie przyprawy jakie masz" (którą propsuję, uwielbiam tak gotować, nigdy nie wiem w którym momencie straż pożarna zapuka przez okno bo potrawa dokonała samozapłonu) była dosyć przyjemna, o tyle tutaj ta ziołowość to istne przegięcie. Przede wszystkim ta kolendra pasuje mi jak pięść do nosa. Ale po kolei.

Najpierw mamy lekką, karmelową słodycz, w klimacie dobrego, ciemnego karmelu. potem dosyć wysoką goryczkę, a potem gwałcącą kubki smakowe ziołowość. Potężną. Zbyt mocną. Za dużo wszystkiego na raz. Tych przypraw jest tyle, że chyba kupię kilka butelek "kolędnika" i będę używał tego jako bazy do gotowania. Efekt jest, nie przymierzając, tabletek na gardło.

Ciało: wysycenie w miarę niskie, do średniego, półpełne ciało, takie trochę oleiste, ale nie w jakiś przyjemny sposób; mega ziołowy finish.

Overall: Z butelki przeraziła kolendra, ze szkła zapachniało momentami fajnie, a potem po raz pierwszy w życiu wypiłem tabletki na gardło. Nie wiem czy jest to coś co chciałbym wypić na święta, ale na przeziębienie powinno pomóc. Być może znajdzie swoich amatorów wśród fanów przypraw i cukierków na kaszel, ja fanem przypraw jestem, ale może niekoniecznie w takiej konfiguracji i w takim profilu smakowym.

A na poważnie: tragedii nie ma, wypić się dało, ale zbyt intensywnie ziołowe abym powiedział że z przyjemnością. Na pewno oryginalne piwo. Jeśli ktoś nie lubi przypraw i cukierków na kaszel, unikać dużym łukiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz