środa, 23 listopada 2016

Emelisse- White Label- Russian Imperial Stout Ardberg BA

Dzisiaj na tapecie biała etykieta z holenderskiego browaru. I to nie DeMolen. Dzisiaj Emelisse. I ichniejszy Imperialny Stout. Klasyczną wersję piłem w Strefie Piwa po pierwszym meczu Polski na Euro w tym roku. Był piekielnie intensywny, czekoladowy, lukrecjowy. Bardzo dobry, chociaż z butów nie wykopał. Tym razem do miksu dodajemy beczkę oraz wuchtę dymu. Bo beczka po Ardbergu.

White Label Russian Imperial Stout Ardberg BA- Emelisse

Pierwszy niuch z butelki oczywiście. Mmm. Bandaże. Świeżo przypalone, suche drewno (nie dym, a opalone drewno). Słodycz wanilii i odrobiny karmelu, taka słodka, likierowa nuta, bardzo mocna, ale jednak z tyłu. Gorzka czekolada i ładnie pachnący dym. Taki z cygara.


Podczas nalewania piwo wygląda na ciemnobrunatne z rubinowym przebłyskiem, w szkle oczywiście czerń absolutna. Niewielka, ciemnobeżowa, wpadająca w brąz piana, drobnopęcherzykowa, szybko się redukuje do niewielkiej obrączki.

Aromat:
Oh mein god, Ardberg is in da haus.
Torf pełną gębą. Lizol. Pierwszy raz ten aromat tak mocno kojarzy mi się z bandażami. I pewnie wiele osób postuka się w tym momencie w głowę, ale piękny jest to zapach. Troszeczkę idący już w stronę gumy nawet. Wiecie, opony, uszczelki, te sprawy.
Pod spodem ewidentne nuty utlenienia. Likier wiśniowy, jakby odrobina lukrecji. Dalej słodycz, karmel, wanilia, okrutnie słodka czekolada dają o sobie znać. W sumie, wanilia jest już wcześniej, fajnie miesza się z torfem, ale przez to nie jest tak oczywista.

Smak: o w pysk. Zazwyczaj zaczynam od smaków podstawowych, posmaki zostawiam na później. Ale tutaj... wow. Drewno. Przypalone drewno. Albo korek. Trochę orzech. Smakowe odzwierciedlenie dominującej nuty w aromacie. Lekko czekoladowe, w pierwszym momencie skojarzyło mi się z orzechami, potem bardziej ze spieczonym drewnem (nie wiem czemu, nie przypominam sobie żebym jadł przypalone drewno, ale takie skojarzenie mam). Czekolada, wanilia, i ten niesamowity smak... Jest tutaj to charakterystyczne ściąganie od tanin z beczki, ale nie w jakichś obłędnych ilościach, nadaje to właśnie takiego smaku przypieczonego drewna. Wow. O panie, ależ mi to smakuje. Niesamowity smak. Nawet po spróbowaniu niewiarygodnej ilości piw na słodzie torfowym czy leżakowanych w beczkach po torfowych whisky- to piwo robi naprawdę wielkie wrażenie jeśli o ten element chodzi.
Słodkie, lekka goryczka.

I przy tym jest pełne. Oleiste. Ani trochę wytrawne, co często się zdarza piwom leżakowanym w beczkach, ta charakterystyczna wytrawność od beczki na finishu. Oczywiście, nisko wysycone. Lekko ściągające, ten drewniany posmak. Wow.

Overall: Noooo robi to wrażenie. Definitywnie must have. Tak fantastycznego piwa pod względem aromatu torfowego, tego orzecha, przypalonego drewna, lekkich bandaży, dymu z cygar- ale to w mniejszości, właśnie najbardziej kojarzy mi się to z orzechami i przypalonym drewnem, i to tak na raz- tak fantastycznego piwa pod tym względem jeszcze nie piłem. Piłem RISy które były lepsze, że tak to ujmę, jako całokształt twórczości, jako piwo po prostu, ale tym charakterem wędzenia, gdzie taniny, dym i czekolada mieszają się w niesamowity posmak White Label Ardberg BA zamiata. Oczywiście, wielka w tym zaleta Ardberga, ale muszę przyznać, że piwowarzy muszą mieć w tym swój udział- bo już chyba piłem piwa na- a na pewno z- tym whisky (u-boot z Ardberga) i takiego efektu nie było.
Świetny Imperialny Stout. Do spokojnego, wieczornego degustowania. I definitywnie dla fanów dymu. Często piwa z wielkim hypem jednak przynoszą zawód, tutaj hype jest definitywnie uzasadniony. Warto.

PS właśnie teraz uświadomiłem sobie że zagraniczne piwa miałem opisywać po angielsku. Pierdolę, nie robię, nie chce mi się tego tłumaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz