środa, 16 listopada 2016

Kraftwerk/Wąsosz- Triple Twister, Baba Jaga- Faun

Dawno, oj daaaawno nie piłem nic z browaru Kraftwerk. Chociaż ich ciemne piwa sobie ceniłem. Może nie były wybitne, ale były smaczne. Rogaty zwłaszcza, ale Jolly Roger również nie był zły. Stout dla Oberschlesien też się fajnie piło. No może Double Trouble z Piwoteką było już przegięte trochę... i chyba to piwo jako ostatnie piłem z browaru Kraftwerk. Długa przerwa. Dzisiaj powracają do mnie na bloga (chociaż, czy ja o nich pisałem już coś u siebie, czy jeszcze na występach gościnnych?) w kooperacji z Browarem Wąsosz.

Triple Twister- Sweet stout- Kraftwerk/Wąsosz

Tak dokładniej, to jest to "cherry coconut oat milk stout". Czyli stout z owsem, laktozą, wiśniami i kokosem. Pewnie wiórami kokosowymi.

Ciekawy zapach z butelki, jak ciemne, czekoladowe ciasto. Taki murzynek dajmy na to. Dokładnie tak to pachnie.

Piwo w strumieniu rubinowe, w szkle oczywiście czarne ale co to za wyczyn w półlitrowym pokalu. Piana spieprzyła szybciej niż uchodźcy za zasiłkiem, a w ogóle to pomimo nalewania agresywnego jak kibice zaprzyjaźnionych klubów z Krakowa utworzyła się minimalna i niezbyt ładna.


Aromat: fajnie to pachnie. Dokładnie tak jak napisałem wcześniej: ciasto. Ciemne, czekoladowe ciasto. Czuć takie melanoidyny i czekoladę, to razem miesza się dając zapach intensywnie czekoladowego ciasta, ale tutaj też bardzo mocno wychodzi kokos, wióry kokosowe. Zdecydowanie. Już mi ślinka cieknie. Dla porządku muszę dodać że troszeczkę wiśni jakby też czuć, taka jakby dżemowa przekładka w tym ciasteczku. I owies też czuć. Właśnie! Owies! Owies z czekoladą i kokosem. To dlatego to pachnie tak cholernie ciastowo.

Smak: Kurde, dobre to. Słodkie. Jak milk stout być powinien. Pamiętajcie drogie dzieci, słodki smak w piwie to nic złego. Chociaż profesjonaliści twierdzą co innego. Lekka kwaśność, ale raczej od wiśni niż od słodów. Wyraźny posmak owsa miesza się z palonością i czekoladą, i znowu mamy wrażenie przypieczonego ciasta. Tak, coraz bardziej jestem zdania że to owies a nie melanoidyny, chociaż może być tak że jedno i drugie. Kokos też dodaje swoje trzy grosze, oraz troszeczkę śmietankowości od laktozy. Może nie jest aż tak ciasteczkowo jak w zapachu, ale close enough. Na finishu leciutki posmak czekoladowo-kawowy. Dobre.

Ciało: Tutaj akurat jedyne zastrzeżenie, zaskakująco lekkie, sprawiające wrażenie lekko wytrawnego piwo (oczywiście w smaku słodycz, ale laktoza robi swoje). Wysycenie niskie, ale dosyć żywe, czuć je na języku. Dosyć gładka faktura, zarówno owies jak i laktoza... laktoza... dlaczego nie ma jej w składzie? Czyżby za mleczne posmaki odpowiadał w całości kokos, czy browar jebnął poważny błąd i nie wypisał alergenu na etykiecie? Założyłem że została użyta z uwagi na "milk" w nazwie, i może być to moja autosugestia ale wydaje mi się że jest tutaj charakterystyczny, słodki, śmietankowy posmak. Kraftwerk i Wąsosz powinny się wyspowiadać, bo albo nie ma laktozy i nie powinno być "milk" stout albo laktoza jest i powinna być w składzie dla ich własnego dobra.
Wracając do ciała: zarówno owies, jak i laktoza (jeśli jest, zakładam że tak) pracują na gładkość w tym piwie, co czuć, ale czuć też że wiśnie wniosły troszkę charakterystycznej owocowej wytrawności. Taki fajny dysonans.

Overall: Takie sweet stouty to ja lubię. Pomijając wygląd i zamieszanie wokół laktozy, pachnie świetnie, jak czekoladowe ciasto z kokosem i dżemem wiśniowym. I w smaku udaje się zachować tą słodką, ciastową, czekoladową charakterystykę. Czuć kokosa, wiśnia też robi świetną robotę, bo przełamuje lekkim, owocowym, kwaśnym akcentem czekoladowo-kokosową słodycz, przez co piwo nie zamula, chce się pić, prawie cały pokal mi zniknął zanim to napisałem. Dokładnie tak jak dżem w cieście. Jedynie ciało zbyt lekkie, troszkę mu brakuje do ideału stoutów.

Świetne piwo. Myślę że chętnie do niego wrócę, zwłaszcza w towarzystwie osób które na co dzień piwa nie piją i lubią słodkie smaki. Słodkie, lekkie, deserowe.

Ciasto w płynie. Bomba.

Faun- Dry Stout- Browar Baba Jaga

Co ja piłem z Baby Jagi... ach tak. Whisky stout, któren był kurewsko dobry. I white IPA które nie było złe. Głównie z uwagi na whisky stout, oczekiwania wobec Fauna są więc spore. Etykieta jak zwykle w stylu Baby Jagi, taka ładna, pseudoalchemiczno- wzorkowa. Jadziem.

Coś nie do końca mi pasuje zapach z butelki. Sprawdzę ze szkła, ale z butelki coś nie gra. Może mi się wydaje.

Zwyczaj mam taki, proszę państwa, żeby stouty nalewać spod sufitu, albowiem stouty, proszę państwa, winny być nisko nasycone, dzięki czemu, proszę państwa, tworzy się piękny efekt lawinowy i całkiem fajna piana. Niestety, proszę państwa, tutaj mi piany nawaliło pół nonica. Co budzi moje obawy. Druga sprawa to kolor. W nonicu jest rubinowe. A pisało że stout. Pod światło mamy miedź. Nie powiem że nie wygląda to dobrze. Powiem że wygląda to jak tmave. A nie jak stout.

Aromat: nijaki, bardzo karmelowy, troszkę jakby czekolady, kakao, lekkie estry owocowe.

Smak: gładki, lekko słodkawy, kremowy, lekko popiołowy. Lekko kwaskowy, lekko mleczny. Przy pewnej dawce dobrej woli można powiedzieć mleczna czekolada. Smakuje jak guiness.

Ciało: gładkie, dosyć lekkie, kremowe piwo. Tutaj się przyczepić nie można. Pijalność i sesyjność pod dachem.

Overall: Wygląda jak tmave, smakuje jak guiness. Tylko guiness to 10ka i koncernówka dostępna za 4,50 w lidlu i to na azocie. W Faunie gładkość imponująca, prawie jak w guinessie. Smaków i aromatów tyle co w guinessie, czyli niewiele. Z zalet: pije się to świetnie.

Szczerze mówiąc, z uwagi na trochę owocowości, karmelowość i raczej niezbyt wysoką paloność (coś jest, ale w stężeniu nikłym jak świeże powietrze w Krakowie), gdyby to było podpisane jako mild to bym powiedział "troszkę palone, ale fajne". Ponieważ jest podpisane jako stout, to ja się pytam, gdzie kawa? Gdzie czekolada? Paloność szczątkowa, trochę wpadająca w mleczną czekoladę, trochę w orzechy, ale to za mało. Najintensywniejsza w smaku jest kwaskowość, ale i ona jest nikła. Do cholery, stout kiedyś oznaczał "tęgi", a to piwo jest delikatniejsze niż niejedno tmave o którym już wspominałem.

Jak nie lubię się wypowiadać na temat cen polskiego kraftu, uważam że rzemieślnicy mają prawo się cenić, tak po wytworach rzemieślniczych oczekuję pewnej intensywności doznań, które tą cenę usprawiedliwiają. Faun nie jest złym piwem. Faun jest piwem świetnym, które wchodzi lepiej niż woda i z przyjemnością mógłbym opróżnić pintę za pintą w pubie czy strzelając do ludzi w internetach czy przy innych niewyrafinowanych rozrywkach. Tylko pytanie czy jest sens żeby browar rzemieślniczy takie piwo w ogóle robił skoro guiness oferuje praktycznie to samo za prawie połowę tej ceny?
Tak jak napisałem, w pewnych aspektach jest to piwo świetne. Zwłaszcza w aspekcie okrutnej sesyjności. Szkoda że Baba Jaga tutaj świadomie lub nie za wzór wzięła Guinessa 10kę (draught czy jak on się tam zwie) a nie znacznie lepsze inne browary (chociaż generalnie irlandzkie stouty z Irlandii są w moim odczuciu mocno przereklamowane, Turbo Geezer rozkłada większość z nich), czy chociaż Guinessa Foreign Export. Bo wyszło prawie to samo, ale bardzo mi przykro, za tą cenę to się nie opłaca. Ja jestem piwnym patriotą, chętnie zapłacę sporo za dobre polskie piwo (masochistyczna skłonność), ale bez przesady. Nie 200% normy.

PS jeśli dla kogoś Guiness jest ideałem dry stoutu to Faun jest bliski ideału. Dla mnie nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz