czwartek, 24 listopada 2016

Mad River- John Barleycorn 2014

Mad River to Browar Rzemieślniczy z USA. "Quality Craft Beer Since 1989" robi wrażenie. Piwo kraftowe robią dłużej niż ja żyję.
John Barleycorn to ich Barley Wine. Przy czym nazwa piwa wygląda jak odręczny podpis, więc jest praktycznie nieczytelna. Co ciekawe, z tego co zauważyłem, co roku zmienia się etykieta piwa, grafika, a na obok stylu, a raczej po obu stronach stylu, mamy podany rocznik. Grafika dla tego rocznika przedstawia pejzaż, na którym kłosy jęczmienia układają się w twarz starca. Jest klasa. Butelka urzeka, mam słabość do bączków.

John Barleycorn 2014- Barley Wine- Mad River Brewing

Mmm, ależ słodki zapach z butelki. Już mi ślinka cieknie. Karmel, taka potężna słodycz kojarząca mi się niemalże z miodami pitnymi. Piekielnie słodkie nuty w stronę owoców czy kwiatów. Z butelki pachnie to genialnie.

Już podczas nalewania widać gęstość piwa. Leje się powoli, jak syrop.
Barwa to rubin, wiśnia. Piana niziutka. Natomiast piwo na tyle przejrzyste, że widać w toni zawieszone jakieś drobinki.


Aromat:
Piękny, słodki, i piekielnie trudny do opisania.
Bo jak napiszę "Karmel" to większość pomyśli o mdłym karmelu z nie do końca udanych IPA. Jeśli napiszę "miód", to pomyślicie pewnie o mdło utlenionych jasnych piwach.
A to nic z tych rzeczy. Tutaj jest mieszanka karmelu i miodu, ale w piekielnie przyjemnych postaciach tych zapachów. Bardziej miodu pitnego, i to korzennego, niż mdłego miodowego utlenienia. Są nuty przywodzące na myśl owoce, ale ponownie, raczej miód pitny z dodatkiem owoców, czy likier z owocami. Są nuty które delikatnie kierują myśli w stronę wanilii czy kwiatów.
Piękny zapach. Wiele więcej z klasycznego barley wine chyba się wycisnąć nie da jeśli o aromat chodzi.

Smaki i ciało:
Zaskakujący dosyć. Pierwszy akord jest potężnie karmelowy i miodowy, intensywny, ale nie ma tutaj obezwładniającej i lepkiej słodyczy, chociaż oczywiście jest ona dosyć wysoka, to przebija ją zaskakująco opiekana lekka goryczka, i lekki kwaskowy posmak.
I przede wszystkim oleistość tego piwa. Autentycznie zostaje mi olej na podniebieniu. To nawet już nie kwestia gęstości, autentycznie zostaje taka śliskość na podniebieniu jakbym łyżkę oleju połknął. Tak oleistego- i to w sensie dosłownym- piwa jeszcze nie piłem.

No dobra, uporządkujmy. Napisałem o kwaskowym posmaku. Nie, kwaśności tutaj jednak nie ma. To takie owocowe przełamanie w posmaku, ale samego smaku kwaśnego jednak tutaj nie uświadczymy. Jest intensywny karmel, ale nie mdły. Przyjemnie opieczony w pewnym momencie.
Zdecydowanie czuć tutaj użycie amerykańskich chmieli, chociaż to raczej delikatnie wkomponowane nuty na drugim planie, po pierwszym wrażeniu paloności w goryczce (nadal troszeczkę jej zostaje, odrobinka takiej melanoidyny) czuć że tam amerykański chmiel coś działa. Mamy też posmaki kojarzące się z cytrusami, pomarańczą, wątpię aby były to estry. Czuć tutaj ten chmiel, delikatne ściąganie, cytrusy, wyraźnie podniesioną goryczkę.
Nisko wysycone, rozgrzewające piwo.

Overall:
Piwo z gatunku "tak się to robi". Piękny aromat. Smak, który przeszedł od nut opiekanych, melanoidyn i karmelu do karmelowo-owocowych i chmielowych, cytrusowych nut. I ciało. Tak absurdalnie oleistego, w dosłownym tego słowa znaczeniu, piwa jeszcze nie piłem. Na podniebieniu zostaje śliskość jak po przełknięciu łyżki oleju.
Świetne Barley Wine. Może nie najlepsze jakie piłem w życiu, ale z wersji które nie były leżakowane w beczkach jedno z bliższych ideału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz